„Zwiadowcy” to seria fantasy stworzona przez Johna Flanagana. Przedstawia ona przygody Willa, od dziecka, aż do dorosłego i mądrego mężczyzny, którym jest w części którą Wam przedstawiam. Jest on zwiadowcą w królestwie Araluen, gdzie jego zadaniem to pilnowanie porządku i przestrzegania prawa. W książce tej poznamy też przyjaciół głównego bohatera oraz Halta – jego przełożonego, który zabrał chłopca z sierocińca, aby nauczyć go fachu. Już w 30 krajach Will podbija serca czytelników swoimi przygodami.
Być może nie ładnie przedstawiać recenzję dziesiątego tomu, bez opisania poprzednich, w związku z czym nie będę zdradzała żadnych szczegółów z poprzednich części. Na początek muszę napisać, że seria „Zwiadowcy” jest dla mnie niesamowicie ważna i czuję do niej ogromny sentyment. Jakiś rok temu miałam niesamowity zastój książkowy, brak chęci, motywacji, wszystkiego. Postanowiłam pójść do biblioteki i tam oto znalazłam pierwszy tom : „Ruiny Gorlanu”. Słyszałam o niej wcześniej, więc wiele się nie zastanawiając, zabrałam ją do domu. Usiadłam i rozpoczęłam czytanie, a wtedy… wszystko wokół zniknęło. Szkoła? Sen? Na co to komu, kiedy ma się „Zwiadowców”?! Oczywiście następnego dnia popędziłam do biblioteki, aby od razu zabrać do domu kolejne trzy części. W ten właśnie sposób zaczęłam się trochę bardziej interesować książkami, odnalazłam stronę lubimyczytać.pl i powoli czytanie książek ze zwykłego „lubienia ich” stało się dla mnie ukochanym zajęciem.
Macie ochotę na książkę pełną wartości, która przekazuje takie wartości jak przyjaźń, lojalność, miłość, a do tego zaskakuje i przedstawia baśniowy świat? Ta jest zdecydowanie dla Was. Mi odrobinę przypomina Harrego Pottera. Może wiele osób się ze mną nie zgodzi, w końcu Harry Potter to już legenda, jednak mi „Zwiadowcy” trochę go przypominały. Jakie widzę podobieństwa? Młody chłopak bez rodziców, zabrany ze smutnej rzeczywistości przez tajemniczego nauczyciela, i przez wszystkie części widzimy jak staje się poważnym mężczyzną i bohaterem. W takim razie, czy jest to kiepska podróbka znanego wszystkim Pottera? Na pewno nie! John Flanagan ma wiele oryginalnych pomysłów i przede wszystkim: w tym świecie nie ma magii. Jest to świat rycerzy, księżniczek i bajkowych krain.
W tomie „Cesarz Nihon-Ja” przyjaciel głównego bohatera – Horace, zostaje wysłany do tytułowego cesarza w celu zawarcia z nim przyjaźni w imieniu całego Araluenu. Rycerz szybko zyskuje sympatię władcy. Kiedy cesarz wpada w kłopoty, ponieważ wystąpiono przeciwko niemu, Horace postanawia zostać w obcym kraju i pomóc mu. Gdy do jego przyjaciół przestają dochodzić jakiekolwiek wiadomości, postanawiają wyruszyć w daleką wyprawę, w celu uratowania rycerza. Czy Cesarz Nihon-Ja pozostanie królem ? I jak przyczynią się do biegu wydarzeń nasi główni bohaterowie ? Oraz najważniejsze, czy dobro przezwycięży zło?
Jest mi bardzo miło wspominać ten tom, ponieważ autor nadawał swoim książkom coraz wyższy poziom. Język jest nadal bardzo przyjemny i przyznam, że książkę czyta się niesamowicie szybko, mam wrażenie, jakby z każdą częścią, autor potrafił pisać jeszcze lepiej. Jestem naprawdę oczarowana całą tą serią, gdyż zawiera ona w sobie pewien urok, dzięki któremu mógłby ją czytać dorosły, jak i dziecko i z pewnością każdemu by się spodobało. Bohaterowie również są bardzo dobrze wykreowani. Każdy ma swój sposób bycia, często są zabawni, dzięki czemu uśmiechałam się do siebie co chwilę jak głupia. Były tez chwile kiedy poleciała łezka wzruszenia. Długo, długo o nich nie zapomnę, a jeśli będę miała swoje dzieci to będę im czytała tę serię w kółko.
Moja opinia obiektywna nie była i wcale źle się z tym nie czuję. Na mnie „Zwiadowcy” mają wpływ emocjonalny i pozostaną idealni, bez minusów. Niestety nie planuję czytać tomu 11, ponieważ są to dodatkowe historie, takie uzupełnienie, ale DZIŚ wyszła najnowsza część „Królewski zwiadowca” i po prostu nie mogę się doczekać, aż będę miała ją w swoich rękach! Serdecznie Wam polecam.