Często na książkach obyczajowych możemy przeczytać o „powieści, którą napisało życie”, a czytelnicy zachwycają się, jakie to jest prawdziwe. Czy każde oblicze prawdy jesteśmy w stanie obejrzeć. Domy Pomocy Społecznej to miejsca, o których nie myśli się na co dzień. Chcemy czerpać z życia, a te miejsca skrywają smutne historie bez happy endu – o tych, którzy nie są wstanie sami o siebie zadbać, lub opiekana nad nimi jest tak wymagająca, że bliscy nie dają rady. Jacek Baczak w książce „Zapiski z nocnych dyżurów” opisuje doświadczenia z pracy w miejscu, w którym „ (…) znikanie jest tak samo wszechobecne jak stawanie się”[1].
Ta publikacja to coś pomiędzy dziennikiem a reportażem. Ma ona formę luźnych zapisków, ale jej istotą są konkretne osoby i ich historie. Ich sercem są ludzie, których „(…) świat gwałtownie się zawęził, skurczył.”[2]. Samotność, niedołężność, a także śmierć mają twarze, imiona, uczucia, wspomnienia. I chyba to jest najbardziej uderzające w tej książce. Obdarcie, ubranych w nieco poetykę formę, przemyśleń autora z abstrakcji.
Na uznanie zasługuje to, że Jacek Baczak nie próbuje zaszokować odbiorców, co – nie oszukajmy się – byłoby prostym zadaniem. Opisy odleżyn, zabiegów higienicznych czy często zmienianej pościeli skutecznie podrażniłyby się z estetyką czytelników. Ja za takim pisaniem nie przepadam. Nie dlatego, że mnie to gorszy, ale uznaję to za „pójście na łatwiznę”. Autor „Zapisków z nocnych dyżurów” nadał brzydocie DPS'ów jakieś smutne piękno i to oceniam jako ogromny wyczyn literacki.
Muszę wspomnieć jeszcze o doskonałym posłowiu, które napisał Dariusz Czaja. Zostaje nam w nim zaserwowana analiza tego utworu. Ja wam takiej nie przygotuję, bo nie potrafię, ale nie tylko dlatego warto przeczytać tamten tekst. „Zapiski z nocnych dyżurów” to jedna z takich książek, które zyskują na wartości przy każdym kolejnym przeczytaniu. Ja, na razie, zrobiłam to raz i muszę dać sobie czas, żeby otrząsnąć się z tsunami emocji, którym oberwałam. Skupiłam się na bohaterach, których bezsilność mnie przygniatała, ale również hipnotyzowała. Mam natomiast świadomość, że jest to wierzchołek góry lodowej i kiedy wrócę do tej publikacji będę gotowa zanurkować, żeby zobaczyć co kryje się głębiej. Dariusz Czaja naprowadza czytelnika i pomaga mu usystematyzować myśli. I absolutnie nie chodzi mi, żeby interpretować ten utwór jak on – piękno literatury polega na tym, żeby poczuć ją sercem – ale czasami nawet w dyskusji z samym sobą przydaje się dobry moderator.
W opiniach na temat książek czasami czytamy, że jakaś publikacja był „głęboka”. Zastanawiam się co to oznacza. Dla mnie to określenie jest jeszcze bardziej subiektywne niż dobra/zła. O ile możemy wyobrazić sobie, jaka powinna być dobra powieść danego typu, to już trudniej powiedzieć, w czym przejawia się owa głębia. Może górnolotnym stylem, natłokiem „złotych myśli”, bliskim czytelnikowi tematem, ową życiowością, o której pisałam na wstępie? Dla mnie są to takie książki, które wżerają się w moją głowę. Niezależnie od tego, jak się zmieniam towarzyszą mi. Oto jedna z takich publikacji - „Zapiski z nocnych dyżurów”.
[1] Jacek Baczak, „Zapiski z nocnych dyżurów”, wyd. Wolno, Lusowo 2021, s. 43.
[2] Tamze, s. 10.