„Pali się ich siedem tysięcy w Trewirze i mnóstwo w Tuluzie, w Genewie pięćset w trzy miesiące (1513), a osiemset w Würtzburgu prawie za jednym zamachem, tysiąc pięćset w Bambergu (dwa małe biskupstwa!). Sam Ferdynand II, bigot, okrutny cesarz wojny trzydziestoletniej, był zmuszony nadzorować zacnych biskupów, inaczej spaliliby wszystkich jego poddanych. Znajdujemy na liście wurtzburskiej czarownika jedenastoletniego, ucznia szkolnego, czarownicę piętnastoletnią, w Bajonie dwie siedemnastoletnie, bezwstydnie urodziwe.”
Jak mogło dojść do takiego szaleństwa? Tysiące kobiet, (choć nie tylko) torturowanych, palonych żywcem, zamurowywanych w celach głodowych… Analizy tego zjawiska podejmuje się historyk, naukowiec, badacz, wykładowca historii i filozofii na uniwersytecie w Sorbonie na przełomie XVIII i XIX wieku, Jules Michelet. W swoim dziele „Czarownica” z 1862 roku przedstawia genezę „polowania na czarownice”. Pokazuje krok po kroku jak pojęcie czarownicy ewaluowało wraz z czasem i potrzebami kleru.
Cała opowieść oparta jest na źródłach historycznych z XIII-XVIII wieku, którymi często posługuje się autor chętnie sięgając do cytatów, konkretnych przypadków i procesów. Historia czarownicy ukazana jest w koniecznym dla zrozumienia tle historycznym, społecznym i kulturowym Europy, począwszy od momentu rozprzestrzeniania się chrześcijaństwa, próby odrzucenia bogów i rugowania przez kościół wiary pogańskiej.
Kim była czarownica? Pierwsza, to zielarka posiadająca wiedzę na temat ziół i tego, co nazwalibyśmy dzisiaj fitoterapią. Jedyną nadzieją tych, których nie stać było na lekarza. Opoką i powiernicą kobiet i ich kobiecych problemów. Autor oddaje hołd ich zasługom w dziedzinie medycyny cytując znanego naukowca, prekursora medycyny nowożytnej Paracelsusa, który „ w roku 1527 spalił cały dorobek medycyny, stwierdził, że tyle tylko wie, ile nauczył się od czarownic.”
Jules Michelet nie prezentuje jednak jedynie romantycznej wizji szlachetnej czarownicy. Wiedźmy potrafiły uzdrawiać, potrafiły również spędzać płody, przyrządzać afrodyzjaki oraz śmiertelne trucizny. Posiadały, więc pewną władzę nad życiem i śmiercią. A jak powszechnie wiadomo, niestety każda władza deprawuje. Poczuły się w pewnym momencie na tyle pewnie, że nie tylko nie dementowały, a nawet podsycały plotki o swoich rzekomych zdolnościach nadprzyrodzonych, co budziło w ludziach respekt i strach, ale stało się również podstawą do oskarżania o czary.
W XV wieku zmiany potoczyły się lawinowo. Czarownicą lub jej sprzymierzeńcem mógł zostać każdy, kto działał na niekorzyść kościoła, lub niezgodnie z wolą duchownych: piękna dziewczyna, która nie chciała być kochanką, wdowa, która miała spory majątek, duchowny, który próbował powstrzymać to szaleństwo… A ponieważ społeczeństwo szybko zorientowało się, że jest to skuteczny sposób na pozbycie się „niechcianego człowieka” zaczęto oskarżać się nawzajem. Dochodziło do takich paradoksów, jak w pewnym hiszpańskim miasteczku, gdzie: kochanki oskarżały mężów, biedni bogatych, niezadowolone dzieci rodziców… Tak, że wstrzymano palenie na stosach, gdyż musiano by spalić wszystkich mieszkańców.
Znaczną część książki stanowią konkretne przypadki oskarżeń i procesów. Niezwykle ciekawe i przerażające historie ludzi wymienionych z imienia i nazwiska, którzy stracili życie uwikłani w chory system kościoła chrześcijańskiego.
Polecam książkę. Znajdziecie tutaj mnóstwo nieprzyzwoitych i przerażających ciekawostek, o których na lekcjach historii na pewno nikt wam nie opowiadał…
Oryginał książki (La Sorcière) pochodzi z roku 1862. Polskie tłumaczenie napisane jest więc językiem adekwatnym do epoki, jednakże zupełnie zrozumiałym. Ogromne chapeau bas dla tłumaczki p. Marii Kaliskiej.