Znaczące wydaje się, że Michelet pisze o tej jednej czarownicy, jednej postaci, niezmiennej od czasów średniowiecza, ba, czasów starożytnych. Robi to w znanym już czytelnikom jego prac stylu: barwnie, z rozmachem, dramatycznie, wręcz patetycznie. Opisuje czarownictwo jako formę rebelii przeciwko zastanemu porządkowi (także porządkowi proponowanemu przez Kościół). Zniewolony, uciskany lud wykreował postać czarownicy jako remedium na wszystkie swoje opresje i nieszczęścia. Czarownica, lekarka ludu i prekursorka medycyny, istnieje „od czasów rozpaczy”, pisze Michelet. Krytykuje jednocześnie pisma wczesnonowożytnych inkwizytorów jako jednostronne „brednie” i kreśli bardzo romantyczną wizję swojej tytułowej bohaterki, oblubienicy szatana, która czyniła tyle złego, co dobrego. Była w tym czynieniu mocno egalitarna: „Wszyscy się do niej schodzą. Nikt się nie wstydzi. Mówią bez ogródek, żądają od niej życia, żądają śmierci, leków, trucizn”. Wspomniana niechęć autora do Kościoła katolickiego znalazła wyraz w wielu jego pismach i choć Michelet zgadzał się z Jarckiem i Monem, że do czasów Europy nowożytnej przetrwała wyłącznie zdegenerowana forma dawnych wierzeń, to jednak i tak stawiał ją wyżej niż religię chrześcijańską, a już szczególnie tę w wydaniu rzymskokatolickim. Czarownica to zatem nie tylko pełne pasji spojrzenie na formowanie się porządku społecznego, ale i opowieść o różnych formach duchowego i religijnego przywództwa nad ludem od czasów najdawniejszych. Czarownica, która „z dawnych bogów poczęła nowych”, staje się oblubienicą diabła, archetypiczną buntowniczką, która za swoją naturę i mądrość, wedle Michelet’go, otrzymuje okrutną nagrodę: masowe donosy, męki tortur i śmierć na stosie.