Dziennikarz, który najlepsze lata kariery spędził w PRL-u, napisał książkę sensacyjną dziejącą się latem 1970 r., a więc w czasach schyłkowego Gomułki. A zaczyna się tak, że do Polski przyjeżdża partyjny literat radziecki z rodziną, a potem już leci. Przy okazji erotycznych wyczynów polskiego dziennikarza toczy się delikatna gra polityczna między PRL, ZSRR i Niemcami Zachodnimi. Mamy noce miłosne, pijaństwa, trupy, śledztwo międzynarodowe, wielką politykę, wypowiadają się Gomułka i Breżniew, wygląda to dosyć ambitnie.
Poza tym to rzecz z kluczem, tygodnik 'Nowa myśl' odgrywający dużą rolę w akcji bardzo przypomina tygodnik 'Polityka' a redaktor Zajączkowski, ówczesnego naczelnego 'Polityki', Mieczysława F. Rakowskiego.
Niestety styl Rolickiego jest wybitnie drętwy i drewniany, dialogi szeleszczą papierem. Bohaterowie monologują na wiele stron, jakby wygłaszali referat na zebraniu partyjnym, nie dziwota, że czyta się to ciężko. Przykład drętwego dialogu, pyta bohaterka: „No, a co będzie z próbami, które obiecałeś podjąć w Zakopanem, gdzie, przypominam, masz niebawem jechać, by wyciągnąć z Kałakaszy prawdziwe informacje na temat autorstwa „Małej Ziemi”?”; no, tak się nie mówi... Trochę to dziwne, bo w młodości Rolicki pisał żywym językiem dobre reportaże, czyżby na starość o tym zapomniał?
Poza tym akcja wlecze się niemiłosiernie, wątek sensacyjny jest marny, a jego rozwiązanie bardzo niewiarygodne. Mam nieodparte wrażenie, że książka powstała grubo za późno, gdyby ją Rolicki wydał 25 lat wcześniej, może wzbudziłaby zainteresowanie, teraz wygląda na zmurszałą i nieświeżą mocno.
Jedyny pozytyw książki to rozsiane w niej smaczki PRL-owskie: oto na zagraniczną rozmowę telefoniczną czeka się dwa tygodnie, mamy wychodzenie z pracy do kolejki, bo akurat rzucili wędliny, pija się herbatę Ulung (kto ją jeszcze pamięta?), zwaną w Warszawie siennikiem przewodniczącego Mao Tse-Tunga. Mamy specjalne sklepy dla bonzów partyjnych, z niedostępnymi towarami i niskimi cenami. Zaś lista abonentów czterocyfrowego telefonu rządowego to, jak mówi jedna z bohaterek: „prawdziwy, tyle że socjalistyczny w treści Almanach Gotajski Polski Ludowej”. Mamy łamanie kręgosłupa moralnego młodego dziennikarza: musi się ześwinić, ale dostanie przydział na mieszkanie. Samo życie PRL-owskie...
Niemniej obrazki PRL-owskie książki nie ratują, za dużo tam lania wody i drętwoty. Nie polecam.