Zmora, w wierzeniach słowiańskich i nordyckich była istotą pół demoniczną, duszą człowieka żyjącego lub zmarłego, która w snach męczyła śpiących. Kogo i dlaczego nęka zmora w najnowszej powieści Roberta Małeckiego?
Kama Kosowska, dziennikarka, z pochodzenia torunianka, po utracie pracy w jednej z warszawskich redakcji wraca do rodzinnego miasta. Otrzymuje propozycję udziału w serialu dokumentalnym traktującym o niewyjaśnionych od lat zaginięciach. Bohaterem jednego z odcinków ma być Piotrek Janocha, kolega z dzieciństwa, który zaginął latem 1986 roku, a Kama była jedną z ostatnich osób które go widziały. Śledztwo w tej sprawie prowadził jej ojciec, aktualnie emerytowany komisarz policji. Ani Piotrka, ani jego ciała nie udało się odnaleźć. Po latach, okazuje się, że śledztwo było prowadzone nieudolnie, a akta sprawy są niepełne. Czy stwierdzone nieprawidłowości są dziełem przypadku, czy celowego działania Waldemara Kosowskiego? Tego będzie starał się dowiedzieć komisarz Lesław Korcz, który odkurzył stare akta. Kama z kolei, będzie musiała zmierzyć się z bolesną przeszłością. Powrócą wspomnienia związane nie tylko z tajemniczym zniknięciem kolegi z dzieciństwa, ale również te dotyczące utraty matki. Czy komisarzowi Korczowi uda się wyjaśnić sprawę zaginięcia siedmiolatka, a Kamie uporać z demonami przeszłości?
Robert Małecki doskonale połączył ze sobą dwa gatunki literackie, kryminał i thriller. Mamy tutaj akcję, która koncentruje się wokół zbrodni sprzed lat. Wraz z komisarzem Korczem odkrywamy, że została popełniona, poszukujemy sprawcy i przyczyn, a przy tym stale towarzyszy nam napięcie i niepewność, spowite aurą tajemnicy, tak charakterystyczne dla thrillera.
Niespieszne tempo akcji, połączenie narracji pierwszo i trzecioosobowej, dwie perspektywy czasowe, wielowątkowość tworząca spójną całość, realni bohaterowie, w połączeniu z dojrzałym, niezwykle eleganckim stylem i pięknym, wysublimowanym językiem to wszystko sprawie, że rozpływam się w zachwytach nad „Zmorą”. Robert Małecki udowadnia, że thriller kryminalny może obejść się bez nadmiernego brutalizmu i wulgaryzmów.
Autor wiernie odtworzył realia lat osiemdziesiątych minionego stulecia, z ogródkami działkowymi tętniącymi życiem w okresie letnim. Ukazał beztroskie dzieciństwo, swobodne zabawy bez stałej kontroli rodziców. Jednak pod warstwą tej pozornej beztroski kryje się ważny społecznie problem minionych czasów, problem cichego przyzwolenia na fizyczną przemoc wobec dzieci.
Niezmiennie zadziwia mnie to, jak głęboko i z jaką łatwością Autor potrafi wniknąć w umysł bohaterów, opisać ich uczucia i doznania. W „Żałobnicy” był to umysł dorosłej kobiety, w „Zmorze” - siedmioletniej dziewczynki, która nie morze uporać się ze stratą matki. Wychowywana przez czułego, ale zapracowanego ojca oraz oschłą i apodyktyczną babkę Kama, nosi w sobie swoiste piętno jej braku.
„Zmora” to opowieść o tym, jak trudne doświadczenia z dzieciństwa, kładą się cieniem na dorosłym życiu. Jak na nie nieustannie wpływają, dręczą i nie pozwalają normalnie funkcjonować. To też historia o tym jak niszczycielską moc mają skrywane latami kłamstwa i tajemnice.
Nie polecam Wam tej książki, to lektura absolutnie obowiązkowa.