„Człowiek ze złotym amuletem” to pierwsza powieść, która napisana przez pana Simona R. Greena, trafiła w moje łapki. Już wcześniej czaiłam się na cykl Nightside, jednakże po pierwszy spojrzeniu na okładkę nowego cyklu, wiedziałam, że to właśnie od „Człeka” rozpocznę przygodę z piórem tegoż autora. Opis był co najmniej… intrygujący. Nie powiem, działał mi bardzo pozytywnie na wyobraźnię. Czym prędzej zabrałam się do czytania, a lektura tej książki troszkę wytrąciła mnie z równowagi.
Simon R. Green to pisarz science fiction i fantasy. Urodził się w 1955 w miejscowości Bradford on Avon, na południu Anglii. Ukończył dwa kierunki studiów na Uniwersytecie Leicester - nowożytną filologię angielską oraz literaturę amerykańską. Pisać zaczął w 1973. Na rynku zadebiutował w 1976 opowiadaniem Manslayer. W 1988 r. sprzedano aż 7 powieści jego autorstwa. Od 1990r. napisał dziesiątki powieści i opowiadań, stając się tym samym jednym z najpłodniejszych pisarzy SF.
Książka opowiada o przygodach Bonda. Szaman Bonda. Mężczyzna jest członkiem jednej z najbardziej elitarnych organizacji do zwalczania wszelkiego zła, a to wszystko dlatego, że ma na nazwisko Drood. Oczywiście jego prawdziwa tożsamość jest skrycie ukryta. Istnieje wiele osób, które wręcz marzą o śmierci Eddiego. Główny bohater posiada złoty, połyskujący amulet, dzięki któremu unicestwia maszkary i świetnie się przy tym bawi. Jednak coś się zmienia. Rodzina odwróca się od Eddiego. Teraz, aby przetrwać, będzie musiał zjednoczyć się z tymi, których dotąd zabijał. Być może uda mu się udowodnić swoją niewinność. Cóż za ironia, nieprawdaż?
Naprawdę nie wiem jak ten pisarz to robi, ale ma wspaniały styl. Chłonęłam, połykałam tę powieść wręcz. Różnorakie opisy, nawet wszelakich sytuacji, które bardzo trudno było mi sobie wyobrazić, jakoś do mnie przemawiały. Narracja była pierwszą rzeczą na jaką zwróciłam uwagę. Zwykle brak dużej ilości dialogów mi przeszkadza, ale nie w tym przypadku. Dzięki panu Greenowi syciłam oczy każdym przedstawianym obrazem, każdą relacją wydarzeń. Prawie wszędzie występowała taka liczba przymiotników i epitetów, że obraz sam klarował mi się przed oczętami. Sama kreacja świata przedstawionego była po prostu… niezwykła! Mamy do czynienia z Urban fantasy, więc pewne elementy z naszego otoczenia w książce występowały, jednak cała reszta była tak genialna, oryginalna, a momentami nawet osobliwa, że gdyby nie ta wspaniała forma narracji, trudno by było z sensem sobie to wszystko poukładać.
Strona fantastyczna tej książki jest jak wór z niespodzianką. Nigdy nie wiesz co wyskoczy, gdy go otworzysz, a rąk to już tam najlepiej nie wkładać. Bowiem w „Człowieku ze złotym amuletem” występują chyba wszystkie mitologie, legendy, mity i popularne pomówienia, o jakich świat zdążył usłyszeć. Postacie to wykwintny pejzaż, składający się z wiedźm, wampirów, ufoludków, nieśmiertelnych, szalonych naukowców i dziwnych, niezidentyfikowanych napaleńców. Wszystko to jest tak bardzo pokręcone i nie jasne, że momentami bardzo trudno domyślić się jak, lub w którą stronę, zostanie poprowadzony wątek. Czy gdy bohater wejdzie w tę uliczkę, przypadkowo nie zginie? A może spotka go coś innego, równie okropnego?
Prym w powieści na pewno wiodą czarny humor oraz zabawne dialogi, najczęściej prowadzone przez głównego bohatera i jednego z jego przyjaciół lub ex – wrogów. Czasami bywało mrocznie i strasznie, nie wszystko zwykle szło tym samym torem, ale autor nieodmiennie na niego wracał, sprawiając, że czytanie tej książki była wspaniałą zabawą.
Polubiłam Eddiego jako postać, Molly troszkę mniej. Właściwie cała ta książka jest taka... surrealistyczna. Wiadomo, że gdy autor pisze powieść, bazuje na pewnych fundamentach. Główny bohater musi zmierzyć się z wieloma przeciwnościami losu i chociaż na końcu pozostaje żywy i lśni zwycięstwem, to wszyscy wiemy, że ta wygrana wojna kosztowała go masę przegranych bitew. Tutaj tego nie było. Eddie za jednym zamachem, bez większego zmęczenia, pokonywał największych wrogów. Troszkę mi to przeszkadzało, nie powiem. Jednak sądzę, że to taki urok tej książki. Zwykle nie lubię tego typu powieści, ponieważ niesamowicie mnie drażnią. Tutaj wcielenie w głównego bohatera takiego Garego Stu, w ogóle mi nie przeszkadzało. Raczej mnie to doprowadzało do śmiechu.
Z resztą od samego początku fabuła skojarzyła mi się z "Facetami w czerni" i Jamesem Bondem, a tych po prostu ubóstwiam. To wygląda tak, jakby autor zmiksował oba te tytuły, a efektem końcowym był właśnie "Człowiek ze złotym amuletem". Więc jak ta powieść mógłby mi nie przypaść do gustu? XD
Myślę, że do tej książki trzeba mieć dobre nastawienie. Wiedziałam, że powinnam oczekiwać zabawy, a nie mistrzostwa w mistrzostwie, i właśnie to dostałam, jednocześnie spędzając bardzo miło czas. Chociaż autor przeforsował czytelnika przez celowe zastosowanie wielu absurdów i rzeczy, które normalnie byłyby orzeknięte pisarskimi wpadkami, to powieść zapada w pamięć, wywołuje masę pozytywnych emocji, a przede wszystkim dostarcza rozrywki. Widać bowiem, że jednocześnie fabuła jest przemyślana, a intryga skomplikowana. Nigdy bym się nie domyśliła takiego zakończenia. Od tej książki, w jakiś sposób bije profesjonalizm autora, doświadczenie, które nabył przy pisaniu poprzednich pozycji. Zdecydowanie polecam „Człowieka ze złotym amuletem” bo to przygoda wstrząśnięta, ale nie mieszana. :-)