Pomimo wielu osiągnięć, jakie ludzkość odniosła w dziedzinie genetyki, do dziś nie potrafimy przewidzieć skutków, jakie pociąga za sobą nieobliczalna zabawa w Boga. Znamy mapę genomu, wiemy jakie geny wywołują ciężkie choroby, ba nawet potrafimy teoretycznie wykonać dokładną kopię każdego żywego organizmu łącznie z ludzkim; jednak nadal nie mamy pewności jakie byłyby skutki takiego działania. A może gdzieś tam w świecie ktoś już to dokładnie wie?
Frank Pollard nie pamiętał, kim jest ani w jaki sposób znalazł się na ulicy z poczuciem zagrożenia, torbą wypchaną pieniędzmi i fałszywymi dokumentami. W jego głowie tłukła się jedynie jedna nic nie mówiąca mu myśl: "Świetliki na wietrze". Ale co gorsza nie pamiętał, dlaczego ktoś ścigał go próbując zabić za pomocą umiejętności psychokinetycznych. Po kilku dniach tułaczki udaje się więc do biura pary prywatnych detektywów Bobby'ego i Julie Dakotów z prośbą aby pomogli mu ustalić jego prawdziwą tożsamość. Frank ma jednak jeszcze inne tajemnice, które wprawiają w zdumienie detektywów - każdej nocy znika ze swojego łóżka, a kiedy się pojawia przynosi ze sobą pieniądze, niezwykle cenne klejnoty oraz owada, którego nikt nigdy na Ziemi nie widział. Stopniowo ich klient odzyskuje jednak pamięć a wówczas z mroku jego umysłu wyłania się prawda, o której woleliby chyba nie wiedzieć. Okazuje się, bowiem, że Frank nie pochodzi, delikatnie mówiąc, z normalnej rodziny i wiedzie za sobą zło, które trudno ogarnąć normalnym umysłem.
"Złe miejsce" jest z pewnością książką, która oddziałuje na świadomość czytelnika. Niezwykły sposób przedstawiania i odróżniania postaci przez autora powoduje, że czytając całą historię przenosimy się z miejsca na miejsce poznając myśli nie tylko tej "dobrej" strony, ale również mroczny umysł zła trudnego do zaakceptowania i zrozumienia. I to chyba właśnie przeraża. W jednej chwili, bowiem z bezbronnego, choć niesamowicie obdarzonego przez naturę umysłu Thomasa - brata Julie, który urodził się z zespołem Downa - mamy okazje przeistoczyć się w żądną krwi bestię polującą na Franka Pollarda, a za chwilę nasza perspektywa zmienia się z kolei w typowo hedonistyczną wizję świata Violet i Verbiny - nie wiem czy nie bardziej przerażającą w porównaniu ze zwierzęcą agresją głównego monstrum. Czytelnik nie ma wyboru - musi zmierzyć się i częściowo choć utożsamić z chorą wizją rzeczywistości... Książka jest tak pomyślana, że nie daje nam szans na wyprzedzenie wyobraźnią akcji, trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony i nie pozwala wyrwać się ze stworzonego przez autora świata.
Muszę przyznać, że z każdą przeczytaną książką coraz bardziej szanuję Koontza - najbardziej odpowiada mi w jego dziełach chyba to, że tak łatwo wejść w tworzone przez niego historie, a tak trudno pożegnać się z ich bohaterami. Z całą pewnością jednak ta pozycja to dla mnie jeden z najlepszych horrorów jakie było mi dane poznać. Miłośnik grozy znajdzie tu wszystko to, co horrorkowe tygryski lubią najbardziej: mroczny świat, tajemnica, krwawe morderstwa, zaskakująca akcja i triumf dobra nad złem okupiony solidną ofiarą. Czego chcieć więcej? Zapraszam do lektury wszystkich tych, którym nie straszne jest 400 stron obrazów zaklętych w słowa. Warto.