Czas zwalnia, jakby niewidzialna ręka przetrzymywała wskazówki zegara. Zmienia się atmosfera, zapachy i odczucia. Nagle, przytłoczona niewidzialnym ciężarem, czujesz ból tysięcy istnień, ogłuszają cię krzyki niewinnych dusz, skądś dochodzi fetor rozkładających się ludzkich ciał i obecność śmierci.
Wdech dla złapania jasności umysłu, wydech.
Wdech, by nie upaść od nadmiaru cierpienia w sobie, wydech.
Wpuszczasz sobie w żyły dawki cudzych słów i czekasz aż rozejdą się po kościach i narządach. Stajesz się Barbarą Zdunk, stajesz się „magicielką' i wiedźmą jednocześnie. Jesteś magiczną kobietą o nieprzeniknionym wnętrzu wyłapującą milczące strony ludzkiej natury, dlatego jesteś tępiona i hołubiona zarazem. Jesteś niezrozumiała dla prostych umysłów. Ludzie błagają cię o pomoc przy leczeniu, upadają przed tobą w płaczu, gdy śmierć zabiera bliskich, ale za plecami pomawiają o konszachty z demonami i siłą nieczystą. Łączysz dobro i zło, widzialne z niewidzialnym, a to ludzi razi. Zbierasz zioła, znasz właściwe słowa modlitw i zaklęć, a to irytuje, to denerwuje i drażni ludzkie oczy i uszy. Twoja mądrość wykracza poza ziemskie pojmowanie. Twoja wiedza jest ponad ludzkim trywializmem. Jesteś kimś, kto tu nie pasuje. Przy tobie ludzie czują się gorsi, dlatego cię nienawidzą, nie poważają i opluwają. Wstydzą się siebie, gdy przychodzą z prośbą. Pukają do twoich drzwi i odwracają się, czy ktoś ich aby nie widzi... Słabości się wstydzą. Swojej miernoty...
Dusi zatęchła atmosfera tego miejsca. Ludzie mianują się „czyścicielami”, a raz rzucona obelga pociąga za sobą następną. Obelga, jak kula śnieżna rośnie i zbiera coraz większe żniwo. Dochodzi zło i czyny i bicie i gniew w pięściach. Są krwawe łzy i kopniaki i niemoc. I jest aprobata zezwierzęcenia. Aż dzieli cię jeden oddech.
Jeden oddech od spalenia.
Czujesz w sobie strwożone bicie serca. Swojego serca i autorki. Tak, autorki, bo pisząc powieść tak mocno osadzoną na uczuciach i emocjach nie sposób oddzielić autorki od bohaterki, czy bohaterki od autorki. A z każdą wyczytaną stroną i ty stajesz się Barbarą Zdunk. Wchodzisz w jej skórę. Nie dowierzasz emocjom, jakie biorą cię we władanie. Otacza cię kipiąca na wolnym ogniu ludzka obłuda i zakłamanie. Pęta cię mieszczańska wiara w zabobony i przekonanie, że w grupie siła i racja. Czytasz i dusisz się od przytłaczającej cię kołdry wypełnionej wstrętem i niesmakiem.
Losy Barbary sprzed lat i życie Michaliny teraz splatają się, jak warkocz przerzucony przez prawe ramię. Jedność.
Spokój.
Symbioza.
A ty? Podążasz wedle słów. Wierzysz autorce i łapiesz ją za dłoń. Wierzysz jej, jak przewodnikowi w ciemności. Wierzysz jej, gdy ku stóp padają słowa skazujące na stos. Od negatywnych spojrzeń ulegasz korozji. Wlewają się w ciebie, oblewają cię, wżerają w wrażliwe tkanki ciała. Twoja granica wytrzymałości przesuwa się. Zamykasz oczy. Walczysz by być obojętnym, co jest niemożliwe. I choć za autorką powtarzasz, że wypełnia się los, że to przeznaczenie, to płaczesz.
Korozja nie łapie duszy.
Płaczesz, bo czujesz do końca.
„Ta, która wie...”
Ta, która nadal żyje...
Ta, która jest...
#agaKUSIczyta