To, co wydaje się oczywiste, przedstawione z innej perspektywy może nabrać zupełnie innego sensu. To, co znane i oklepane, nabiera piękniejszego kształtu, nie opływa w wychwalanki, nie przedstawia też suchych faktów. Wydawać się może, że temat czasów Artura i samego bohatera to temat wyczerpany, wielokrotnie oklepany, zadeptany i wysuszony do dna. Mimo wszystko to jednak temat bez dna, nie wiemy dokładnie co się działo, nie możemy opisać z takimi szczegółami jak dzień wczorajszy. Być może tymi przesłankami kierował się sam autor kreując swoją niebywałą powieść o czasach arturiańskich.
Legenda nabiera tutaj zupełnie nowego znaczenia z kilku względów: otóż głos narratora dostaje Derfel Cadarn, jeden z wojowników Artuta; opowiadana przez niego historia to raczej kronika niż powieść, także nie ma tutaj zbędnego wychwalania bohaterów, opiewania i nakreślania niebywałych dokonań, jeśli bohater był tchórzem, to taki pozostał; postacie nabierają głębokich kolorów żyjąc na kartach tych powieści, ich budowa i opisy pełne są kunsztu literackiego, przez co wydają się jak żywe; nie bywała zdolność autora do snucia opowieści jest bardzo przyciągająca i nie sposób oderwać się od czytania, historia bardzo krwawa a zarazem piękna, ubrana w zwyczajne słowa staje się bajkową baśnią, którą mogłabym czytać godzinami. Cóż, legenda i wszystkie snute opowieści mogą się skryć przy tak epickim rozmachu.
Derfel Cadarn to saksoński wojownik, który dorastał u bok Merlina. Uratowany przez potężnego druida wiedzie w miarę spokojne życie. Przyjaźni się z kapłanką druida, Niume, z którą łączy go silna więź. Początek historii rozpoczyna się w trakcie panowania Wielkiego Króla Uthera, będącego już na schyłku życia króla, który bardzo usilnie stara się zapewnić ciągłość linii. Dorosłego syna Mordreda mordują Saksonii w bitwie (o co oskarża Artura), jedyna nadzieje teraz w Norwennie, wdowie po przyszłym królu Dumnonii. Starego i schorowanego króla nękają nie tylko utarczki z Saksonami, jak również brak potomka na jego miejsce. Pewnego dnia, o wiele wcześniej niż się spodziewano, król umiera pozostawiając wyznaczone osoby do pilnowania jego wnuka, następcy tronu krainy zwanej Dumnonią.
Pomimo "Trylogii arturiańskiej" Artur nie pozostaje w epicentrum wydarzeń, nie dostaje prawa głosu w opowieści. Całość nie biegnie wokół jakiejkolwiek postaci; nadaje barwy i tworzy postacie z krwi i kości, posiadające zarówno dobre i złe strony. Brak tu jakiegokolwiek roztrząsania nad charakterami bohaterów, ludzie żyjący na łamach powieści również mają miłosne rozterki, popełniają błędy, boją się zmian, śmierci i wojny, która nie dotyczy ich osobiście. Walczą, bo tak każe im honor i przysięga. Posiadają wrogów, własne osobiste problemy, mężczyźni zdradzają żony, tracą ziemię, umierają na zarazy. Można by rzec ani trochę niezwyczajne czasy czy życie. Można. Jednak, stworzony przez Cornwella świat jest tak barwny i wyrazisty, że chcąc nie chcąc sami w nim pozostajemy. Anglik stworzył jedną z piękniejszych historii o Arturze. Wykonał misterną i brawurową robotę.
Ciekawym aspektem powieści jest religijności ówczesnych plemion (zaznaczę, że czas powieści dzieję się w V wieku po Chrystusie), pogaństwo walczy z rozprzestrzeniającym się chrześcijaństwem. Ci, którzy nadal trwają przy religii druidów nie zdają sobie sprawy, jak wiele ubarwiają i pokazują swoimi obyczajami i zachowaniem. Wiara w klątwy, uroki, ofiary i moce jest bardzo duża i wielu lękało się zwyczajnie rzucanych słów na wiatr. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że mentalności ludzi niewiele się zmienia z czasem. Dzisiaj nadal wielu wierzy w istotną rolę boga w życiu, modlitwą błagają o przychylność, oddają się pod władzę boga. Cóż, pod tym względem nic się nie zmieniło. Nie zmieniły się też kłótnie polityczne, chociaż teraz rzadziej sięga się po miecz, a częściej krytykuje rywala w politycznych programach, nie mniej jednak walka o pozycję i władzę w państwie jest. Nie zmieniają się też ludzie, zawsze trafią się te czarne charaktery gotowe na zdradę byleby piąć się po drabinie społecznej. I jeśli nadal ktoś twierdzi, że XXI wiek to cywilizowane czasy, to polecam głęboko zastanowić się nie nad zdobyczami technicznymi, a zachowaniem ludzi, które jak widać nie ulega diametralnym zmianom.
Bardzo podoba mi się sposób prowadzenia historii, w bardzo rzetelny, spójny sposób. Zawsze można zajrzeć na przód książki, gdzie umieszczono mapkę krain, alfabetyczny spis osób i miejsc. Nawet najwytrwalszym i najdzielniejszym czytelnikom zdarza się pogubić w tym, kto kim jest i dlaczego. Nieustanna walka zmienia władców, czasem nazwy ziemi i przystałoby za tym nadążyć. O tym pomyślano, zadbano o każdy szczegół wydania - piękna okładka, pięknie przetłumaczona wersja. Podoba mi się również sposób podzielenia książki (na pięć części), pisanych w jednym ciągu wydarzeń, lecz przerywane na moment rozmowami dużo starszego Derfela z Igraine, Królową Powys. Obsadzenie tego nic nie znaczącego na początku chłopca w roli narratora spełniło zadanie najwyższej próby - czyli abyśmy poczuli się zauroczeni i zachęceni do dalszych losów osób opisywanych w książce. Dzięki opisom chłopca bohaterowie stają się nam bliżsi, schodzą z wygórowanych piedestałów, nabierają ludzkich twarzy, a ich zachowania mają typową ludzką podstawę.
To niesamowite jak z tak marnych i niedokładnych wiadomości o tych czasach można stworzyć cudowną i interesującą książkę. Nieważne, ile by stron nie miała, pozostaje w każdym momencie równie ciekawa i intrygująca. Krwawość i okrucieństwo wypływa z książki, mimo to (i pewnie dzięki temu) ta historia nadal pozostaje w kanonie tych przyciągających uwagę. Polecam naprawdę gorąco, nie tylko fanatykom historii czy czasów arturiańskich. Sama już nie mogę się doczekać co też znajdę w kolejnych tomach.