Do sięgnięcia po tę pozycję skłoniły mnie tajemnicza okładka oraz intrygujący tytuł, gdyż nigdy wcześniej nie zetknęłam się z tym słowem. Dawniej określenie to oznaczało osobę, która dopuściła się zdrady. Jednak jeśli myślicie, że dotyczy to niewierności w związku to jesteście w błędzie. Tu kontekst tego wyrażenia okazuje się bardziej złożony. Ale o tym za chwilę...
Autor zabiera nas do Rudnika nad Sanem, gdzie po sms-ie od nieznanego numeru zjawia się była policjantka Aneta Brudka, aby odnaleźć swojego zaginionego wuja. W poszukiwaniach pomagać jej będzie niedawno zwolniony z prokuratury Adam Szmyt, który doskonale zna to miasteczko, ponieważ to właśnie tam mieszkali jego dziadkowie. Jednak prowadzone przez nich śledztwo okazuje się trudniejsze niż myśleli, a sprawy nie ułatwiają wrogość mieszkańców i podejrzenia względem wujka kobiety o niezbyt chlubną przeszłość. Czy uda się znaleźć starszego pana oraz odkryć skrzętnie ukrywaną prawdę?
Choć to trzecia część z prokuratorem Szmytem można spokojnie przeczytać ją bez znajomości poprzednich tomów. Akcja rozwija się dość dynamicznie i przedstawia wydarzenia zarówno te współczesne, jak i te mające miejsce w przeszłości, co pozwala lepiej wgryźć się w treść czy dopasować do siebie wszystkie misternie stworzone elementy tej zawiłej układanki. Pisarz znakomicie potrafi wodzić czytelnika za nos, podsuwając mu fałszywe tropy, lawirując między prawdą a fikcją bądź prowadząc tę powieść wielowymiarowo. Do samego końca odbiorca nie ma pewności, iż jego domysły względem dalszego przebiegu zdarzeń, poszczególnych bohaterów lub motywów ich postępowania są słuszne. Finał mocno zaskakuje, a jednocześnie sprawia, że cała fabuła nabiera sensu.
Andrzej Mahiasz w tej pozycji porusza wiele ważnych kwestii, tj.patriotyzm, honor, odwagę czy zwykłe tchórzostwo i w końcu zdradę – własnego narodu, kraju, współbratymców bądź wyznawanych wartości. Znajdziecie tu również mnóstwo zagadnień psychologicznych, które z pewnością zasługują na uwagę. Aczkolwiek dla mnie najważniejszym z wątków było oparcie fundamentu tej lektury na Rudnickich Orlętach. Choć opisane w tej książce wypadki w dużej mierze są fikcją literacką, to taka organizacja istniała w rzeczywistości. Założona została w 1947 roku przez uczniów Państwowego Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego w Rudniku nad Sanem. Była to jedna z największych młodzieżowych grup antykomunistycznych na terenie naszego kraju. Chylę czoła przed twórcą, że zdecydował się podjąć tutaj ten temat, gdyż Rudnickie Orlęta jak najbardziej zasługują na to, by o nich pamiętać, a jednocześnie żałuję, że nie są oni wspominani w podręcznikach szkolnych. Ich działalność powinna być doceniana, a wiedza o ich czynach przekazywana młodszym pokoleniom. Dlatego tym bardziej cieszy mnie to, iż autor postanowił przybliżyć nieco tę część historii Polski.
To ciekawy, pełen zwrotów akcji kryminał, od którego ciężko się oderwać. Świetnie skonstruowana intryga z pewnością zadowoli niejednego miłośnika tego gatunku.
Książka z Klubu Recenzenta portalu nakanapie.pl