Bohaterką powieści jest wyzwolona trzydziestokilkuletnia Ada, która ma u swego boku, mężczyznę doskonałego. Która z nas nie marzy czasami o gorącym, przystojnym, szarmancki Hiszpanie? Ada ma to szczęście. Zawodowo zajmuje się fotografią, ma przytulne mieszkanie w Krakowie i grono przyjaciół. Wydawałoby się, że wiedzie życie idealne. A jednak nic bardziej mylnego. Bohaterka jest szalona, spontaniczna, wybuchowa, bywa dość arogancka i złośliwa. Jej życie zmienia się jednak z chwilą, gdy do Polski przyjeżdża ukochana ciotka jej mężczyzny. Od tego momentu, wszystko spada na jej barki, musi poradzić sobie z nie do końca normalną krewną, jej boski Jose coraz częściej ją zawodzi, siostra, która rzuciła męża zachowuje się jak nastolatka, a w dodatku prowadzenie agencji idzie jakoś topornie. Mieszkanie, które dotąd było jej oazą, zostaje podporządkowane Juanicie, która ku ogromnemu zadowoleniu kota Kastrata, sprowadza do lokum nowe zwierzątko, na co Ada reaguje szałem. Zaczyna się zimna wojna między kobietami, którą z coraz większym przerażeniem obserwuje Jose. Czy to dlatego zaczyna znikać na noce, a jego komórka ciągle wydzwania o dziwnych porach?
Mam mieszane uczucia do tej historii. O ile na początku byłam bardzo mile zaskoczona stylem autorki, uznałam go za jakiś powiew świeżości, a tyle mniej więcej w połowie wszystko siadło. Fabuła zrobiła się nieznośnie nudna, a gówna bohaterka coraz bardzie irytowała mnie swoją postawą. Nic jej nie pasowało, klęła na wszystko, zachowywała się nieracjonalnie, a jej głównym zajęciem było opróżnianie kolejnej butelki wina w towarzystwie bądź samotności. Można zrozumieć, że obecność ciotki Jose źle na nią działała, jednak czasami była po prostu arogancka i mam wrażenie, że zabawne sceny po prostu autorce nie wyszły. Na szczęście sama końcówka jest już lepsza, choć do niej też muszę się przyczepić. Na obwolucie czytamy, że nie ma to być kolejna mdła książka dla wyzwolonych kobiet. Fajnie, Tylko po licho przez całą historię tworzyć atmosferę wyzwolenia, nabijania się z przeciętności, pokazywać jaka to powieść inna, by kluczowy wątek zakończyć typowo dla romansideł, gdzie wszystko świetnie się kończy? Nie wiem dlaczego pisarka zdecydowała się na taki ruch, ale niestety w moim odczuciu było to kiepskie posunięcie.
Nie mogę jednak odmówić książce tego, że ma naprawdę zabawne momenty. Mnie najbardziej śmieszyły sytuacje ze zwierzętami, bądź rodziną Ady. Jej przygody w pracy były dla mnie jednak dość nudne i nieszczególnie oryginalne, tak samo mam lekki niedosyt perypetii jakie mogły zdarzyć się z udziałem niechcianego gościa. Styl Macios jest nierówny. Jeden rozdział umie być zabawny,drugi naszpikowany jest wulgaryzmami, które mają dodać pikanterii do całej sytuacji, jednak kiedy czyta się po raz nasty słowo na K, to przestaje być to śmieszne.
Ada jako wyzwolona kobieta jakoś nie do końca skradła moje serce. Myślę, że momentami autorka za bardzo się nakręcała, nie chce mi się wierzyć, aby Jose przymykał oczy na to, jak jego kobieta opieprza go równo nie przebierając przy tym w słowach. Poza tym, na okładce obiecuje się nam, iż ujrzymy "bawiący się Kraków". Szczerze mówiąc nic takiego nie zauważyłam. Bohaterka ograniczała swoje ekspedycje do knajpy Jose, winiarni, rodziny, raz była co prawda w Warszawie, ale służbowo. Może wizyta pod koniec książki w Macu miała być rozrywkowa? Nie wiem.
Pieskie życie mojego kota to kontynuacja Wszyscy mężczyźni mojego kota. Przeczucie mówi mi, że chyba ta debiutancka powieść może być lepsza. Pewnie gdybym ją zobaczyła gdzieś w bibliotece, skusiłabym się na nią, jednak chyba tylko ze względu na to, że kot Kastrat odgrywa w niej ważną rolę.
Historia zakończyła się tak, że już wkrótce możemy spodziewać się trzeciej książki poświęconej Adzie. Ja jednak chyba nie jestem zainteresowana jej dalszymi losami.