Na swojej półce mam tytuły, które w mojej opinii potrzebują chwili, by sobie poleżały i odczekały na swoją kolej. Po takie książki sięgam zazwyczaj w momentach, gdy przyciągają mnie one z nieznanego mi powodu i wiem, że dzięki temu wyciągnę z nich jeszcze więcej. Tak właśnie było z książką M.M., czyli Zbrodniami Lwów. Tytuł przyciąga wzrok, a sam opis nie pozostawia złudzeń - na kartach powieści rozegra się prawdziwie sensacyjna uczta. Jednak czy tak rzeczywiście było? Czy zaliczę tę książkę do grona swoich ulubieńców?
Rio nigdy by nie przypuszczała, że zwyczajna wycieczka ze znajomymi, na którą nie do końca miała ochotę, tak bardzo zmieni jej dotychczasowe życie. Złośliwy chichot losu sprawia, że dziewczyna zostaje sama na stacji benzynowej i wbrew woli jest świadkiem zbrodni. Od tego momentu Rio znajduje się na celowniku zabójców, którzy mogą zechcieć ją wyeliminować. Klub Lwów za wszelką cenę pragnie ochronić swoich sekretów i nie dopuszcza do siebie nikogo obcego. Czy Rio uda się umknąć przed śmiertelnym niebezpieczeństwem? Czy dziewczyna, którą Rio uratowała stanie po jej stronie? Czy Noah zdoła ochronić je obie przez zbliżającą się tragedią?
Zaczynając tę książkę, nie byłam nastawiona na nic konkretnego. Oczekiwałam głównie dobrej rozrywki i czegoś ciekawego, co skutecznie zajmie moją uwagę na, chociaż kilka godzin. Myślę, że już w tym miejscu mogę oznajmić, że faktycznie tak się stało. Od pierwszej strony poczułam się wciągnięta w historię Rio i z rosnącym zainteresowaniem śledziłam kolejne wydarzenia. Czymże jednak byłaby moja opinia bez małej analizy plusów i minusów - pozwólcie, że właśnie do tego przejdę.
Jako pierwszą zaletę powieści wyszczególniłam pióro autora, które okazało się zaskakująco dobre i lekkie, dzięki czemu lektura tej książki okazała się bardzo przyjemna. Za tym idzie ciekawe przedstawienie bohaterów - zwłaszcza konkretnej dwójki, którą mogę uznać właśnie jako tych “głównych”, czyli Rio i Noaha. Zarówno ona, jak i on wzbudzili moją ciekawość swoim postępowaniem oraz charakterami. O Rio mogę powiedzieć, że jest raczej spokojna, choć w sytuacjach kryzysowych potrafi zachować zimną krew, a to naprawdę dobra cecha. Noah natomiast bywa dość wybuchowy, jednak kiedy ma coś do zrobienia – w stu procentach skupia się właśnie na tym.
Na uwagę zasługuje tutaj również dynamizm akcji, który zdecydowanie nadaje całości odpowiedniego tempa i pazura. Z początku może wydawać się, że akcja nie będzie rozwijać się w jakimś zabójczym tempie, jednak im dalej posuwamy się w lekturze, tym coraz więcej zauważamy, a historia nabiera rumieńców. Uważam, że to ważne, ponieważ książka reklamowana jako sensacja czy kryminał powinna właśnie taka być - musi dziać się dużo, a jednocześnie tyle, by nie zarzucić czytelnika zbyt wieloma informacjami.
Oczywiście, nie jest niestety tak, że Zbrodnie Lwów to pozycja idealna. Znalazło się miejsce i na dwa minusy, które nie wpływają za mocno na całość, jednak wciąż są i należy o nich wspomnieć. Akcja, choć tak dynamiczna, to momentami miałam wrażenie, że była za bardzo pospieszona. Książka ma niewiele ponad dwieście pięćdziesiąt stron, więc tego miejsca na rozwinięcie bardziej zawiłej fabuły tutaj nie ma. Chwilami miałam wrażenie, że tych stron jest właśnie za mało, a gdyby dołożyć chociaż kilkanaście kolejnych – nie miałabym się do czego tutaj przyczepić. Drugą sprawą jest fakt, że nie do końca wiem, jako co mam traktować ten tytuł - jako kryminał, czy typową sensację? Zlepek tych dwóch też nie do końca mi tutaj pasuje, jednak te rozważania zostawię sobie na kiedy indziej.
Podsumowując, Zbrodnie Lwów mogę określić jako dobrą książkę, która dostarcza potrzebnej rozrywki, wciąga i zdecydowanie skupia na sobie uwagę czytelnika. Cieszę się, że dzięki niej miałam okazję poznać pióro autora i z pewnością będę sięgać po jego kolejne twory. Jeżeli lubicie powieści z pogranicza tych dwóch gatunków, o których piszę wyżej - zainteresujcie się i tym tytułem.