Wigilijne klimaty w środku lata? Czemu nie
Słońce, wysoka temperatura, przyjemny cień, urlopowe lenistwo i tęsknota za klasycznym kryminałem sprawiły, że zdecydowałam się przeczytać "Zbrodnię wigilijną" Georgette Heyer. Tym bardziej, iż swego czasu, w zapowiedziach Wydawnictwa Zysk i S-ka ten tytuł mnie zaciekawił. Szczęśliwe się złożyło, że miałam ten kryminał pobrany na półkę Legimi i w dwa dni uporałam się z lekturą.
W oczekiwaniu na trupa...
Trochę sobie poczekałam, gdzieś do 90 strony (ebooka, bo w papierowej to nie wiem). Czytałam i czytałam, z końcem i początkiem każdego kolejnego rozdziału oczekiwałam trupa. Wiedziałam kto nim będzie, czekałam tylko kiedy. No i się doczekałam. A potem zaczęło się najlepsze, czyli dochodzenie, rozmowy ze świadkami, stopniowe odkrywanie kart.
Trzeba jednak przyznać, że tak długie przygotowania na pojawienie się nieboszczyka miało swoje dobre strony (zawsze lubię szukać dobrych stron), gdyż dokładnie mogłam się przyjrzeć sylwetkom bohaterów, ich wzajemnych relacjom (także tych z ofiarą), poczuć klimat rezydencji, w której rozgrywa się akcja. Co prawda sam klimat świąt ledwo zipiał i jakoś tak zimę też słabo było czuć ( w porównaniu do klimatu Inayari Agi Kulbat - tak wiem, że to inny gatunek, ale wiecie o co mi chodzi - to ledwie chłodek był), ale aura wielkich, ponurych rezydencji (z trupem w zamkniętym od wewnątrz pokoju) zawsze do mnie przemawiała.
Trochę marna zagadka kryminalna
Nie posądzam siebie o jakieś wielkie detektywistyczne zdolności (lubię być zaskakiwana i na siłę nie szukam rozwiązania zagadki), więc albo taki był zamiar autorki, albo sprawca dość nieudolnie przez nią ukryty pośród kandydatów, ale od samego początku wiedziałam kto stoi za zbrodnią. Ba! Nie tylko kto, ale i dlaczego. Więc właściwie czytałam tylko po to, żeby swoje domysły potwierdzić. Podejrzewam, że gdybym czytała wydanie tradycyjne przekartkowałabym na koniec potwierdzając lub rozwiewając swoje przypuszczenia, a potem zostawiła książkę bez żalu poznania tego co pomiędzy. I tak właściwie nic bym nie straciła.
Bohaterów sporo, ale jacyś tacy...
... Mało fajni byli. Nie mogę powiedzieć, ich charaktery przedstawiono wyraziście i dość przyjemnie się czytało o ich wzajemnych starciach, tym lepiej iż stylistyka jest nieco archaiczna, bo rzecz się dzieje dość dawno. Trudno było mi polubić kogokolwiek, a samo zakończenie także średnio było satysfakcjonujące, pomijając, że i tak widziałam kto zabił.
Klasyczny kryminał, którego...
...nie polecam, jeśli lubicie być zaskoczeni finałem. Wychowałam się na powieściach Agathy Christie i zawsze pozostanie ona moim niedoścignionym wzorem w tym gatunku. To, co zaserwowała mi pani G. Heyer było ledwie namiastką. Za plus uznaję relacje, te wyszły autorce bardzo dobrze, sama zagadka jednak była poniżej średniej, więc tak całkiem czas poświęcony na lekturę nie był zmarnowany.
Myślę, że rynek wydawniczy oferuje wiele różnych pozycji z gatunku klasycznego kryminału, o wiele ciekawszych niż "Zbrodnia wigilijna", więc nie będę nalegać byście poświęcali swój czas właśnie na ten tytuł. Oczywiście zawsze warto wyrobić sobie własną opinię.