Tabitha Knight, młoda Amerykanka, od jakiegoś czasu mieszka w Paryżu u swojego dziadka. Kobieta zaprzyjaźnia się z inną rodaczką przebywającą akurat w Mieście Świateł, Julią Child, która uczy się gotować i ma akurat problem z majonezem. Pobyt w Paryżu dla obu kobiet jest ciekawym doświadczeniem, do czasu, kiedy odkrywają w piwnicy zamordowaną kobietę…
Ależ to była przyjemna książka, jeśli można tym słowem określić powieść kryminalną. Mamy w niej nie tylko interesujące i pełne zwrotów akcji amatorskie śledztwo, ale też ciekawe miejsce akcji (Paryż w latach 50. XX wieku), kulinarne wstawki i sympatyczne, dwie nietuzinkowe bohaterki, z których jedna to nawet postać, która żyła naprawdę. Autorka miała naprawdę dobry pomysł z tym, żeby do swojej fikcyjnej historii dołączyć Julię Child, znaną amerykańską kucharkę, która faktycznie po II wojnie światowej mieszkała jakiś czas w Paryżu. Postać ta ubarwia opowieść, powoduje, że całość nabiera uroku i dodaje odrobinę humoru.
Również Tabitha, główna bohaterka tej opowieści, jest postacią wartą uwagi. Młoda Amerykanka, która w czasie wojny pracowała na męskim stanowisku w fabryce, nie może się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości, w której musi wrócić do zajęć i ról zgodnych z jej płcią. Żeby coś zmienić, wyjeżdża do Paryża, gdzie nie tylko doświadcza odrobiny wolności, ale też może zająć się amatorsko śledztwem w sprawie pewnej zbrodni. Szczęście w nieszczęściu, że makabryczne odkrycie trafiło się właśnie Tabicie, która jest prawdziwą fanką kryminałów, więc wie co nieco o tym, jak prowadzić dochodzenie. I chociaż nie unika błędów, to jednak muszę przyznać, że wychodzi jej to bardzo zgrabnie.
Podobało mi się, jak autorka zagmatwała tę opowieść, a przy tym stopniowo odkrywała karty, nie bała się też zwrotów akcji, aby na koniec zaskoczyć tym, jak bardzo wielowątkowa okazała się wspomniana sprawa kryminalna. Wszystko to opisała bardzo przystępnie, w stylu zdecydowanie nieskomplikowanym, choć jak dla mnie przesadnie ozdobionym francuskimi słówkami. A ponieważ akcja tej opowieści jest całkiem dynamiczna, a przy tym okraszona szczyptą humoru w postaci Julii Child i jej zmagań z majonezem, czyta się ją szybko i z przyjemnością.
Zaletą tej powieści jest też jej tło - powojenny Paryż, który na nowo staje się Miastem Świateł, który pamięta trudy okupacji i reglamentację żywności, ale stopniowo wraca do normalnego życia. Wraz z Tabithą możemy odwiedzić różne miejsca w tym mieście, od targu pełnego świeżych warzyw, przez okolice katedry Notre Dame, po historyczne zaułki dzielnicy Montmartre. Oczywiście jest to spacer okrojony, ale bardzo nastrojowy, dodający tej kryminalnej opowieści niezwykłego klimatu.
Morderstwo po francusku nie jest też pozbawione wad, jak choćby powtarzalność, bardzo amerykańskie podejście do Europejczyków i pewna naiwność w postępowaniu bohaterów, ale w gruncie rzeczy to dobry, solidny kryminał, z ciekawą otoczką i z dużą dawką uroku. Bardzo przyjemnie spędziłam czas z tą książką i Wam również ją polecam. Świetnie się sprawdzi jako lekka, niewymagająca, ale klimatyczna lektura na urlop ;).
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem.
Pierwotnie pojawiła się na blogu.