W ogrodzie babci Marcjanny poznasz najpiękniejsze historie o miłości.
Opowieści ciepłe i wesołe, ale także pełne melancholii i smutku… O ludziach, którzy wciąż mijają się i starają znaleźć odpowiednie rozwiązanie na dręczące ich problemy. Na pierwszy rzut oka nie łączy ich nic — oprócz właśnie postaci tytułowej babuni, starszej kobiety mieszkającej na wsi. Ta mądra osoba pomaga im znaleźć swoją drogę życiową, czasem nieco zmieniając ich dotychczasowe plany. Ten zbiór opowiadań to ciepła i interesująca lektura, która pozwoli się zrelaksować i zadać sobie pytania na tematy, które w codziennej gonitwie często umykają naszej uwadze.
„Kwiaty. Życie składa się z kwiatów”.
Historie przedstawione w tej książce są delikatne i ładnie opisane. Znajdziemy tutaj nieco staroświecki obraz miłości, powolne podchody i wzajemną fascynację. W czasach, gdy miłość stała się bardziej produktem komercyjnym niż szczerym uczuciem, dobrze było przeczytać opowieści o ludziach, którym mimo wszystko traktują ją poważnie. Co prawda nie wszyscy bohaterowie są tutaj do polubienia, a niektórzy potrafią porządnie zirytować czytelnika swoim dziecinnym zachowaniem mimo wielu lat życia na koncie. Chodzi mi tutaj głównie o postacie z ostatniego opowiadania, których przejścia raczej nie zostaną długo w mojej pamięci. Za to bardzo podobało mi się opowiadanie „Róże”, a głównie postacie przedstawione w nim. Były one bardzo plastyczne i łatwo można było wczuć się w ich sytuację, a poza tym pokazywało ono jasno, że nie zawsze pierwsza miłość jest tą najważniejszą.
Warto wspomnieć także na aspekt wsi, która została tutaj dość mocno wyidealizowana. Mamy tutaj kontrast na zasadzie głośne, brzydkie i zabiegane miasto oraz cicha, spokojna i przyjazna wieś. O ile w pierwszych historiach było to do przełknięcia, to w momencie, gdy praktycznie przez całą książkę mamy ciągle to przypominane i wałkowane, fakt ten staje się nieco irytujący. Zwyczajnie nie przekonuje mnie wizja życia wiejskiego złożonego jedynie z życzliwych, dobrych ludzi. Tutaj tak niestety było, przez co ten element stał się po prostu tandetny i przesłodzony. A szkoda.
Każdy rozdział ma w sobie nazwę kwiatu, który jest w jakiś sposób ważny dla danego opowiadania. Wypada to dość uroczo i czasami zabawnie, zdarzają się jednak sytuacje, gdy podejście do tego tematu jest bardzo sentymentalne. To ostatnie niezbyt mi się podobało, bo powiedzmy sobie szczerze – kiedy po raz kolejny czyta się o tym, że czyjeś oczy mają kolor danego kwiatu i przez to naszego bohatera na ten widok trafia strzała Amora, staje się to trochę nudne i przewidywalne. Nie było to może bardzo częste, jednak na tyle, że mogło zirytować czytelnika.
Co mogę dodać? Mimo wspomnianych wad „Ogród babci Marcjanny” to książka, którą po prostu dobrze się czyta. Jest ona dość przeciętna i najprawdopodobniej nie zostanie długo w mojej pamięci, jednak mam wrażenie, że dla osób lubiących wiejskie, sielskie klimaty będzie ona idealna. Osobiście lubię przywiązywać się do postaci, tutaj jednak większość z nich była przedstawione dość schematycznie i zwyczajnie, dlatego raczej żadna z nich nie zapadnie mi dłużej w pamięci. Podczas lektury dobrze się bawiłam, trochę wzruszyłam oraz poprawiłam sobie nastrój. Jednak już po jakimś czasie całość tych historii zlewa się w jedną masę, przez co – gdybym chciała – nie byłabym w stanie streścić konkretnej historii. Czy polecam? Ciężko stwierdzić. Można ją przeczytać, jednak w ostatecznym rozrachunku nic się nie straci, jeśli się ją ominie. Niczego nowego tutaj nie znalazłam, ale miło spędziłam z nią czas – i w zasadzie tyle. Liczyłam na coś więcej.
Egzemplarz otrzymałam z Klubu Recenzenta portalu nakanapie.pl, za co bardzo dziękuję.