Nadmierny brutalizm, okrucieństwo i epatowanie krwią zawsze skłaniają mnie do refleksji na temat tego co Autor chciał ukryć, od jakich niedostatków powieści odwrócić uwagę czytelnika. Wiedząc, że „Zbaw nas ode złego” Ewy Pirce będzie pełne tego typu opisów postanowiłam powiedzieć: sprawdzam.
Bardzo zdziwiłam się, kiedy otrzymałam egzemplarz tej powieści do recenzji. Książka jest cieniutka, ma zaledwie 189 stron. Biorąc pod uwagę fakt, że to gatunkowa hybryda wydawało mi się, że nie jest możliwe, aby wszystkie jej elementy zostały starannie dopracowane. Moje obawy okazały się słuszne.
Gabriel, za dnia, jest powszechnie szanowanym i lubianym księdzem. Pod osłoną nocy jednak zamienia się w psychopatycznego mordercę. Trwa w przeświadczeniu, że jest narzędziem w rękach Zbawiciela. Mesjaszem, który w imię Boga oczyszcza świat z grzeszników, a poprzez okrutną śmierć zapewnia im odkupienie win. Jest przekonany o słuszności swojego postępowania i z niezwykłą starannością wykonuje powierzone mu zadanie. „Zbaw nas ode złego” to połączenie thrillera i kryminału, więc drugim głównym bohaterem powieści jest policjant, inspektora Rice, który od kilku lat bezskutecznie próbuje ująć bezwzględnego mordercę. Rice jest nieustępliwy i nie spocznie dopóki morderca nie zostanie ujęty. Jedną z ofiar psychopaty jest jego ukochana żona.
Odniosłam wrażenie, że Ewa Pirce stworzyła sobie pewien schemat, wypunktowała, co zamierza w powieści zawrzeć, a następnie obudowywała to treścią. Szkoda tylko, że niektórym punktom tej treści poskąpiła, a inne jakby zupełnie pominęła.
Historię Gabriela poznajemy z retrospekcji, wiemy, że w dzieciństwie doświadczył traumy, która odcisnęła swoiste piętno na jego psychice. Nie wiemy jednak nic o środowisku w jakim się wychowywał, wartościach jakie mu wpajano, a nade wszystko jak potoczyły się jego losy po tym wstrząsającym wydarzeniu. Autorka serwuje nam około dwudziestoletnią fabularną dziurę. Jak to się stało, że Gabriel został księdzem, mordercą? Nie wiadomo.
Niewiele wiemy również o sposobie prowadzenia śledztwa. Z bardzo oszczędnych opisów wynika, że pomimo iż trwa ono już kilka lat, a ofiar stale przybywa to policjanci błądzą jak dzieci we mgle i nic konkretnego nie ustalili. Trochę mnie to dziwi, bo nie jest to sprawa prowadzona przez prowincjonalnych stróżów prawa, a „samą górę”.
To co mi się podobało to sposób w jaki Ewa Pirce skonstruowała postać głównodowodzącego śledztwem. Inspektor Rice to typ zdecydowanie antypatyczny, bezczelny, prostacki i chamski, ale na uznanie zasługuje to, że Autorka odeszła nieco od często ostatnio stosowanego wzorca tajemniczego, zimnego drania, aroganckiego, ale budzącego zainteresowanie unoszącą się wokół niego aurą tajemnicy, koniecznie atrakcyjnego fizycznie, o niezwykłej inteligencji, przenikliwości i błyskotliwości.
Niebagatelną rolę w rozwiązaniu kryminalnej zagadki odegrała córka inspektora Rice. Choć nie wzbudziła mojej sympatii, to na jej przykładzie Autorka pokazała, że traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa czy wczesnej młodości niekoniecznie, tak jak w przypadku księdza Gabriela, muszą prowadzić do obrania w przyszłości „złej drogi”.
Nieprzypadkowe są ofiary psychopatycznego księdza. Posłużyły one Autorce do zwrócenia uwagi czytelnika na kilka istotnych problemów społecznych. Pedofilia, aborcja, brak zainteresowania i empatii dorosłych dzieci wobec schorowanych rodziców w podeszłym wieku. Uważam jednak, że wybrzmiałyby one z większą mocą gdyby miejscem akcji była Polska, a nie kraj odległy geograficznie i mentalnie.
Nie zachwycił mnie styl Autorki, brakuje mu lekkości, a dialogi są nieco sztuczne. Psychologia postaci kuleje i zwyczajnie brakuje treści, jednak dostrzegam w „Zbaw nas ode złego” pewną oryginalność. Ksiądz-zabójca i odbiegający od schematu, antypatyczny inspektor to jednak pewnego rodzaju novum.
Choć uważam, że tym razem nie udało się Ewie Pirce wykorzystać potencjału drzemiącego w tej historii, to mam nadzieję, że będzie nadal kroczyć kryminalno-thrillerową drogą.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję @wydawnictwoplectrum.