Nie łatwo żyć w strachu i cały czas uciekać przed wrogiem. Czasami jednak jest to konieczne. Pewien piętnastoletni chłopak od dziesięciu lat prowadzi życie, w którym właściwie nic nie jest pewne. Nie pochodzi z Ziemi, ale został tutaj wysłany przed laty wraz z ośmiorgiem innych dzieci ze swojej rodzimej planety Lorien, która została zaatakowana przez wroga. Teraz musi się ukrywać wśród Ziemian i nie dać się złapać Mogadorczykom, którzy chcą zniszczyć naszą planetę, podobnie jak kiedyś Lorien. Cała nadzieja tkwi w nastolatkach, którzy powoli rozwijają swoje moce. Kiedy będą gotowi, muszą stawić czoła niebezpieczeństwu. Do tego czasu jednak ich życie to ciągła ucieczka. Mogadorczycy mogą zabijać ocalałych Loryjczyków tylko w kolejności, ponieważ chroni ich czar. Trzech już nie żyje. Na celowniku jest Numer Cztery.
“Kiedy jedno z nas zostaje wytropione i zabite, wokół prawej kostki tych, którzy jeszcze żyją, pojawia się blizna. (...) To system ostrzegawczy, który powiadamia o naszej sytuacji i mówi, kiedy przyjdą po nas jako następnych w kolejce.”
Narratorem książki jest Numer Cztery, który po śmierci Trójki znowu zmienia miejsce zamieszkania. Tym razem, wraz ze swoim opiekunem Henrim, przeprowadza się do małej miejscowości w Ohio. Przyjmuję imię John. Chłopak po raz kolejny musi wtopić się w otoczenie i próbować żyć jak normalny nastolatek. Tym razem wszystko komplikuje się nieco bardziej niż zawsze. Dopiero tutaj John zawiera prawdziwe przyjaźnie i smakuje miłości, a przecież musi być o wiele bardziej ostrożny, gdyż Mogadorczycy teraz szukają jego. Każdy znak, że wróg się zbliża, może spowodować konieczność ucieczki. Jednak nie łatwo zostawić za sobą to, co się kocha... Ale czy to konieczne? Przecież zawsze mamy wybór, niezależnie od sytuacji. John może uciec albo też zostać i spróbować pokonać najeźdźców z pomocą rozwijających się mocy. Lecz to może nie być łatwe...
“A kiedy ci się wydaje, że wszystko stracone, kiedy wszystko wygląda tragicznie i beznadziejnie, zawsze jest nadzieja.”
Przyznaję, że nie miałam pojęcia o istnieniu tej książki, dopóki nie obejrzałam filmu nakręconego na jej podstawie. Było to jednak dość dawno, dlatego bez oporu sięgnęłam po dzieło. Dałam się wciągnąć w świat, w którym Ziemia nie jest jedyną zamieszkaną planetą w Układzie Słonecznym i nie żałuję! Co prawda, książka nie jest wybitna, ale potrafi zaciekawić i wciągnąć, co skutecznie sprawia, że czytelnik miło spędza czas podczas lektury. Czytając pierwszą część “Dziedzictw planety Lorien”, nie można się nudzić, gdyż akcja rozgrywa się praktycznie cały czas. Wspaniałą otoczkę tworzy historia planety głównego bohatera oraz owe dziedzictwa z nią związane. W tym tomie dostajemy zaledwie zalążek tego wszystkiego.
Jeśli zaś chodzi o bohaterów, to nie są oni skomplikowani. Właściwie każdy z nich wydaje się podobny, ale to nie powinno przeszkadzać niewymagającym czytelnikom. Jeśli potraktujemy tę lekturę jako sposób na miłe spędzenie dnia, to właściwie można na to przymknąć oko. W końcu cała książka jest dosyć prosta, dlatego nie powinniśmy wymagać nie wiadomo czego od postaci.
Mimo wszystko, irytująca była wielka miłość, którą poczuł bohater do pewnej przedstawicielki płci pięknej. Po prostu za szybko. Tak niesamowicie mocne uczucie, jak to, raczej nie powstaje łatwo i bez trudu. A nawet jeśli tak, to zostało to opisane mało wiarygodnie, co działa na szkodę powieści.
Co jeszcze mogę powiedzieć? Książkę jak najbardziej polecam, zaznaczając ponownie, że nie jest to wybitna i skomplikowana lektura. W sam raz na nudę. Mimo wszystko wciąga, dlatego z pewnością sięgnę po kolejne (mam nadzieję, że trochę lepsze) części. Dodam jeszcze, że podoba mi się sposób reklamowania serii, a także intrygujące dane autora. Zachęcam do poszukania treści zamieszczonych na okładce. Ten chwyt marketingowy zdecydowanie się udał, przynajmniej moim zdaniem.