Czterdzieści lat na polskiej scenie? Takie wyjątkowe dokonania zasługują na uczczenie ich w sposób szczególny. Urszula postanowiła podzielić się z nami swoją historią, zarówno jako piosenkarki, jak i córki, żony i matki. Jak sama mówi dojrzała do tego, by się otworzyć, by opowiedzieć nam o sobie „bez ściemy, bez koloryzowania” i ten autentyzm bijący z każdej strony sprawia, że to my czujemy się bezpośrednimi odbiorcami jej słów. Dlatego tak łatwo angażujemy się w Jej historię i tak mocno odczuwamy emocje, którymi jest przepełniona.
"Zawsze byłam silna" mówi Urszula w wywiadzie z Ewą Anną Baryłkiewicz, bo właśnie taką konstrukcję wywiadu rzeki przybrała jej biografia. Na tej sile wielokrotnie musiała polegać, zarówno by poradzić sobie z porażką w Opolu, jak i z niespodziewanym sukcesem u boku Budki Suflera. Podczas wyjazdu do Stanów w ciężkich dla polskich artystów czasach w kraju i z ogromnym sukcesem „Białej drogi” po powrocie wraz z zespołem Jumbo.
W kolejno mijających dekadach możemy obserwować jak z dziewczynki śpiewającej w łazience do suszarki zmieniła się w sławną w kraju i poza nim gwiazdę. Widzimy jak ciężką pracą było to okupione, jaki wpływ miały na to czasy, a czasem i łut szczęścia.
Ale równolegle poznajemy życie osobiste Urszuli. Jej bliskie relacje z rodziną, zacieśniane dzięki wspólnym pobytom nad jeziorem, które nadal jest jej azylem. Poznajemy Jej największą miłość i najdotkliwszą stratę. Niemoc, z jaką wiązało się patrzenie na odchodzenie bliskiej osoby. Radość z macierzyństwa i otwartość na to, co życie ma do zaoferowania. Na przekór oczekiwaniom innych i konwenansom. W nowym związku z dużo młodszym mężczyzną ponownie sięgnęła do swojej siły i odwagi, by mierzyć się nie tylko z ludzkimi językami, ale i realnymi problemami.
Nie przepadam za suchymi biografiami przeładowanymi faktami, nazwiskami i datami, dlatego tak bardzo ujęła mnie ta lekka forma rozmowy okraszona zabawnymi anegdotami z Jej życia zawodowego, przetykana gdzieniegdzie wspomnieniami osób blisko związanych z Urszulą. Co ważniejsze, czuć pomiędzy rozmówczyniami ogrom dobrej energii, co prócz faktu, że sama Urszula okazała się niezwykle zajmującą interlokutorką, wpływa na przyjemność z czytania.
Nie wyobrażam sobie sąsiedzkiego karaoke bez „Konika na biegunach”, czy spokojniejszego przeboju „Dmuchawce, latawce, wiatr”, ale czym Urszula na wieki przypieczętowała sobie moją sympatię? Bo mimo że mówi "Mój jedyny constans. Muzyka..." to „z przyjemności? Książki! Zawsze i wciąż".