„Jeśli uzdrowisz samą siebie, uzdrowisz wszystko wokół.”
Otaczamy się różnymi ludźmi, z którymi mamy bliższy lub dalszy kontakt. Z niektórymi się przyjaźnimy, a z innymi tylko jesteśmy w koleżeńskich relacjach, albo w całkiem bliskich i intymnych. Będąc z kimś w związku wydaje się, że znamy swoją drugą połówkę bardzo dobrze. Jednak czasami bywa tak, jak w przypadku bohaterki książki „Długie beskidzkie noce”, która przekonała się, że tak naprawdę nie znała swego ukochanego mężczyzny wcale, co w efekcie skończyło się dla niej pewnego dnia szokiem. Pozostał jej żal, niedowierzanie, poczucie winy.
Jaśmina Mazur przyjeżdża wraz z trzyletnimi bliźniakami Frankiem i Filipem do domu położonego w Dolinie Popradu. Ostatnio była tutaj ponad rok temu, we wrześniu i wydawało się jej, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie, gdyż był przy niej Konrad. Na drugi dzień jej dotychczasowe życie burzy się niczym po jakiejś ogromnej katastrofie, gdy dociera do niej, że jej ukochany mężczyzna, ojciec dwóch ich synów, nagle znika. Wkrótce dowiaduje się, że on doskonale się do tego przygotował, gdyż nie pozostawił po sobie żadnych śladów. Jakby go w ogóle w jej życiu nie było. Teraz ona wraca w miejsce, które kojarzy się jej z bólem, budzi wspomnienia, ale pomimo tego postanawia zamieszkać tutaj, by oczyścić swoje myśli i duszę. Po kilkunastu miesiącach od tamtego zdarzenia, nadal nie potrafi pogodzić się z odejściem Konrada, szukając jego śladów w Internecie i przy tym próbując żyć normalnie, mając na względzie dobro swoich dzieci. Jej serce jest jednak zamknięte na jakiekolwiek nowe związki, a nawet na najdrobniejszą bliskość.
Po przeczytaniu ostatniej strony powieści "Długie beskidzkie noce" stwierdziłam, że mam za sobą cudowną historię z niecodziennym klimatem, pełną emocji, poetyckich metafor, duchowych wskazówek i magii beskidzkich ścieżek. Rewelacyjnie napisana, prowadząca nas poprzez wiele emocji, nastrojów, pełnych bólu, cierpienia, zniechęcenia. Trudno mi było odłożyć ją chociażby na chwilę gdyż jej fabuła przyciągała mnie jak magnes.
Poruszamy się w dwóch przestrzeniach czasowych poznając to, co działo się w życiu Jaśminy w przeszłości, naprzemiennie z obecnymi wydarzeniami. Autorka oznaczyła je bardzo wyraźnie poprzez określenie czasu wcześniejszych sytuacji jako „KIEDYŚ”, natomiast to, co dzieje się w teraźniejszości zostało nazwane miesiącami od listopada do marca. Poznajemy kolejne etapy związku z Konradem i rozpamiętywania przyczyn pozostawienia przez niego rodziny, stany emocjonalne w różnych okresach „żałoby”.
Poza Jaśminą spotykamy w tej powieści kilka wspaniałych osób, które okazują się świetnymi przyjaciółmi. Przede wszystkim Kinga, serdeczna, oddana przyjaciółka, która zawsze ma dobrą radę, wspiera, dodaje otuchy swoimi mądrymi wskazówkami. Druga osoba to Maria, którą Jaśmina poznaje, gdy przeprowadza się w Beskidy. Maria jest kobietą pełną empatii, wewnętrznej mądrości i ze zdolnościami uzdrawiania poprzez modlitwę. Reprezentuje tutaj świat duchowy, energetyczną stronę naszego życia, pokazując, że wszelkie nasze doświadczenia odbijają się w naszym ciele i mają z nim szczególną więź.
Autorka w ujmujący sposób pisze też o tym, że czasami żyjemy z kimś bardzo blisko, tworząc związek czy też relację przyjacielską, a nagle okazuje się, że tak naprawdę niewiele o danej osobie wiemy. Okazuje się, że Jaśmina żyła w iluzji swoich wyobrażeń, biorąc to, co daje jej Konrad garściami, nie pytając o przeszłość, o której on nie chciał za bardzo opowiadać. W żadnym wypadku nie czuła ostrzegających sygnałów, nie zauważała, że dzieje się coś niedobrego, co w efekcie skończyło się rozczarowaniem. Sposób, w jaki on ją pozostawił stawia szereg pytań, na które Jaśmina próbuje znaleźć odpowiedź. Wciąż żyje przeszłością, wraca wspomnieniami do szczęśliwych chwil z Konradem, obsesyjnie wręcz poszukuje śladów jego bytności, pragnąc poznać prawdę o jego decyzji. Ich historia pokazuje, że każde działanie ma wpływ na inne osoby, gdyż nie jesteśmy sami. Takie zachowanie, jakie zaprezentował tu Konrad, rani nie tylko jedną osobę, ale ma też wpływ na innych, tym bardziej, gdy w związku pojawiają się dzieci.
„Długie, beskidzkie noce” to opowieść o podnoszeniu się po upadku, gdy nic nie cieszy, wszystko widzimy w czarnych barwach i nie potrafimy wyjść z zaklętego kręgu obwiniania się o rozpad związku. Wnikamy w umysł kobiety porzuconej, której cały świat runął, pozostawiając pustkę i mnóstwo pytań, a jednym najważniejszym z nich jest: dlaczego?
Pani Izabela Skrzypiec-Dagnan jest dla mnie mistrzynią słowa, która w niezwykle zjawiskowy sposób potrafi nakreślić zarówno emocje, jak i piękno przyrody. Zauroczyła mnie swoim stylem i prowadzeniem mojej uwagi, która podążała za kolejnymi odkrywanymi epizodami. Posługuje się bogatym słownictwem, dzięki któremu bez problemu możemy poczuć każdy stan głównej bohaterki, zarówno mentalny, jak i duchowy. Jeżeli ona coś przeżywa, my robimy to razem z nią, jeżeli się zachwyca, dokładnie możemy to poczuć, jeżeli płacze, czujemy to namacalnie tak jak wyraźnie dociera do nas zapach i szum lasu czy też otula nastrój chwili.
Używa określeń z eterycznym zabarwieniem, malując daną chwilę, czy zjawisko niczym obraz, chociażby pisząc o szumie drzew: „Drzewa szumią łagodnie, to nostalgiczna pieśń wygrywana w koronach strzelistych buków, w tle chórki zimozielonych sosen” albo o krzakach z drobnymi owocami: „Jakby ktoś otworzył szkatułkę z biżuterią i porozwieszał tu wszystkie swoje korale”, ale też o emocjach: „Tulę go w ramionach, łagodnie, jestem gotowa nasączyć go swoim uczuciem. Wypełnić dobrą energią i miłością.”
Zwraca też uwagę, że zbyt szybko pędzimy przed siebie, goniąc za różnymi swoimi pragnieniami, nie mając czasu na delektowanie się chwilą, docenienia otaczającego nas świata i jego piękna. To opowieść niosąca ze sobą ogromny ładunek emocjonalny wraz z refleksją nad ludzkimi słabościami, potęgą miłości, wybaczania, sensem życia i radzeniem sobie z wewnętrznym rozgoryczeniem i cierpieniem. Jednocześnie pokazuje, że najważniejsze jest, by w trudnych chwilach uleczyć najpierw siebie, swoją duszę, by wokół nas zapanował spokój, a wraz z nim wtargnęła miłość i szczęście.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Zysk i S-ka
Mam inne tempo sklejania się w całość. Wiem, że muszę zrobić to sama. Nikt mnie nie uleczy, jeśli ja sama siebie nie uzdrowię. Nawet po najdłuższej nocy nadchodzi wreszcie świt. Późną jesienią Ja...
Mam inne tempo sklejania się w całość. Wiem, że muszę zrobić to sama. Nikt mnie nie uleczy, jeśli ja sama siebie nie uzdrowię. Nawet po najdłuższej nocy nadchodzi wreszcie świt. Późną jesienią Ja...
"Jak ja lubię te mroczne, pełne głębi, gwiaździste beskidzkie noce. Bez świateł. Ciągnące się w nieskończoność. W moim mieście noce nigdy nie były ciemne." Wielokrotnie już pisałam, że lubię nasze g...
„Bez rozpaczy życie jest płytkie. Kiedy boli to się żyje.” Jaśmina Mazur, po bolesnym rozstaniu, od którego minęło sporo czasu, próbuje stanąć na nogi, zmierzyć się z trudną, bolesną codziennością. ...
@tatiaszaaleksiej
Pozostałe recenzje @Mirka
Wahadełko prawdę ci powie...
@Obrazek „Wahadełko jest narzędziem, które wymaga szacunku, pielęgnacji i połączenia.” Dziś, widząc kogoś posługującego się wahadłem, czy różdżką, wiele osób reaguje ...
@Obrazek „tarot może przemówić do każdego, kto zdecyduje się go słuchać. Jego karty odzwierciedlają uniwersalne aspekty ludzkiego doświadczenia” Wśród wielu moich z...