Każdy fan gatunku ma swoje wyobrażenie idealnego kryminału, podejrzewam jednak, że pewne cechy powtarzają się prawie u wszystkich. Kryminał musi zaskakiwać – po pierwsze tematyką, bo nic gorszego, niż wrażenie, że wiecznie czyta się o tym samym, ale też zakończeniem. Każdy lubi dochodzić do tego, kto jest mordercą, lub jeśli ten od początku jest znany, czy i jak zostanie schwytany. Zadaniem autora dobrego kryminału jest tak prowadzić fabułę, by naprowadzić czytelnika na pewien trop, sprawić, by uwierzył, że udało mu się przejrzeć plany autora... by chwilę później dać mu do zrozumienia, jak bardzo się mylił. Przyznaję, że miałam spore obawy sięgając po zbiór kryminalnych opowiadań „Zatrute pióra”. Trudno było mi uwierzyć, że tak krótka forma jest wystarczająca, by stworzyć ciekawą historię. Szybko znalazł się dowód na to, że jest to możliwe, a właściwie jedenaście dowodów...
„Zatrute pióra” to zbiór jedenastu opowiadań, jedenastu polskich autorów, wśród których znalazły się tak znane nazwiska jak Anna Klejzerowicz, Agnieszka Lingas – Łoniewska czy Agnieszka Krawczyk. Obok nich pojawiły się również dwa kryminalne debiuty – autorstwa Lucyny Olejniczak i Romualda Pawlaka. Zadaniem wszystkich autorów było stworzenie opowiadania, którego tematem przewodnim będzie zemsta. Interpretacje okazały się być bardzo różnorodne i naprawdę udane. Akcja toczy się w miejscach pracy, podczas wakacji, na osiedlowym podwórku, czasem dotyczy wielkiej polityki, innym razem organizacji przestępczych ale również zwykłych, przeciętnych ludzi, których złośliwy los albo powiązał z przestępstwem, albo wręcz zmusił do ich popełnienia. Niezależnie od tego, czy oprawca był znany od początku opowiadania, czy też jego tożsamość utrzymywana była w tajemnicy do ostatniej chwili, każdy autor zdołał czymś zaskoczyć. Nawet najbardziej oczywiste sceny potrafiły przeobrazić się w coś nieprzewidywalnego. Anna Klejzerowicz, która nie tylko napisała jedno z opowiadań, ale również wstęp do całego zbioru, sugerowała by dozować sobie doznania i przykładowo czytać jedno opowiadanie na dzień. Początkowo chciałam dostosować się do tej rady, jednak tak dobrze bawiłam się przy tej lekturze, że po prostu nie potrafiłam odłożyć książki na półkę. Raz po raz obiecywałam sobie, że przeczytam tylko jedno opowiadanie, po czym czytałam drugie i trzecie, by w przeciągu dwóch dni przeczytać wszystkie. Po lekturze tego zbioru mogę śmiało potwierdzić, że opowiadanie kryminalne może być równie udane jak kryminał liczący sobie kilkaset stron. Czasami nawet lepsze, bo z uwagi na objętość tej formy, akcja musi być naprawdę wartka i bogata w niespodzianki.
Tym razem nie pokuszę się o wskazanie moich ulubionych opowiadań. Nie dlatego, że takich nie mam ale dlatego, że takie wskazanie mogłoby sugerować, że pozostałe opowiadania są słabsze. A każde z nich, pomimo różnorodności stylów i pomysłów zasługuje na najwyższą notę. Pozwolę sobie jednak wspomnieć o kryminalnych debiutantach, którym wróżę sukcesy w tym gatunku i mam nadzieję, że pisząc swoje opowiadania bawili się równie dobrze, jak ja przy ich czytaniu. Duży ukłon w stronę wszystkich Pań, które udowodniły, że gdy zajdzie potrzeba, potrafią się wznieść ponad kobiecą delikatność i napisać mocną scenę, „rzucić mięsem” czy też upuścić sporo krwi. Brawa dla Panów, którzy okazali się być bacznymi obserwatorami życia i w swoich opowiadaniach podjęli wiele istotnych problemów otaczającego nas świata. Co tu dużo mówić, należałoby wymyślić kolejny motyw przewodni i liczyć na to, że cała jedenasta, po raz kolejny podejmie wyzwanie i dostarczy nam całą masę mocnych wrażeń.
Na koniec pozwolę sobie wspomnieć o bardzo udanej okładce – wskazującej na powagę podejmowanych zagadnień ale i lekkość pióra pisarzy – idealna kombinacja w doskonałym wydaniu. Więcej takich zbiorów, a stanę się gorącą zwolenniczką opowiadań :-) Polecam!