Zaczęło się bardzo dawno temu. Może od prób zrozumienia życia dalekiego krewnego, życia, które dla całej rodziny było kompletnie niepojęte, a może jeszcze wcześniej, kiedy z błyszczącymi z podniecenia oczami czytałem „My, dzieci z Dworca ZOO” i „Pamiętnik narkomanki”. Po prostu wciągnęły mnie historie ludzi uzależnionych, alkoholików, narkomanów, hazardzistów („Gracz” Dostojewskiego jednak nieco mnie rozczarował).
W drugiej połowie roku 2011 moje zainteresowanie tematem zaczęło słabnąć; problem w rodzinie został rozwiązany, zaś ja, po lekturze dwóch książek Meszuge, wiedziałem już właściwie wszystko, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Całkiem niedawno znajomi wyciągnęli mnie na film „Pod mocnym aniołem” (czytałem książkę Pilcha pod tym samym tytułem i przyznam, że mnie nie zachwyciła); jako że mieli dobre chęci, nie wiedzieli, że fascynacja pijakami i ćpunami mi przeszła – nie chcąc im robić przykrości, zgodziłem się. O filmie pisać nie będę, nie ten portal, powiem tylko, że próby epatowanie widza detalami ludzkiej fizjologii uważam za chwyt poniżej pasa i ze sztuką filmową, czy jakąkolwiek, niewiele mający wspólnego. Wychodząc z kina usłyszałem fragment rozmowy, coś o liście ważnych książek w Stanach, o Anonimowych Alkoholikach… Dzięki Google szybko znalazłem to, o czym mówili: w czerwcu 2012 roku Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych opublikowała oficjalnie listę książek, które ukształtowały Amerykę[1]. Według bibliotekarza Kongresu, Jamesa Billingtona, nie chodziło o książki najlepsze czy najpopularniejsze, ale o te, które miały znaczący wpływ na naród amerykański. Lista zawiera w sumie osiemdziesiąt osiem pozycji, a na pięćdziesiątej pierwszej (jeśli dobrze pamiętam) jest książka „Anonimowi Alkoholicy”. Zrozumiałem wtedy, że wszystko to (czyli alkoholizm oraz jego rozwiązanie znane od lat i praktykowane z powodzeniem w AA nie tylko w USA) jest zapewne ważniejsze, niż mi się dotąd wydawało. Zainteresowanie powróciło, ale jakby na nieco innym, głębszym poziomie. Postarałem się o „Anonimowych Alkoholików”, a dodam, że nie było łatwo, bo pozycji tej nie ma w księgarniach i – jak na zawołanie – gruchnęła wieść, że niedawno wydana została nowa, mocno kontrowersyjna książka Meszuge. Właśnie ją skończyłem.
Tematem „Kroku za Krokiem” są poszczególne Kroki Programu Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików, jednak opisane nie tak linearnie, jak w „12 Krokach od dna”; Meszuge wspominał, że Program AA stanowi pewną całość, ale dopiero w „Kroku za Krokiem” jest to w pełni widoczne i zrozumiałe. Jest mowa o Tradycjach Wspólnoty AA i też raczej w wymiarze praktycznym, a nie w formie teoretycznego wykładu. Jest, bardzo wyraźnie zaznaczona (to zapewne w naszym kraju szczególnie ważne) różnica między duchowością a religijnością (Program AA jest duchowy, ale nie religijny właśnie). Jest o strachu i miłości, o historii tej dziwnej Wspólnoty, nawet o modzie – w pewnym sensie.
Choć pozbawiona fizjologicznych szczegółów, historia alkoholiczki wywarła na mnie spore wrażenie. Przyznam od razu, że właściwie zawsze „alkoholik” kojarzył mi się z mężczyzną i tylko mężczyzną. Opowieść kobiety-alkoholiczki jest tu szczególnie cenna. Jednak najbardziej szokujące okazały się stwierdzenia:
„Jestem alkoholikiem, to oznacza, że alkohol nigdy nie był głównym problemem w moim życiu; moje prawdziwe problemy zaczynały się wtedy, kiedy przestawałem pić. Bo kiedy piłem, byłem po prostu pijany. Niewątpliwie piłem więcej niż nieuzależnieni, na pewno dużo częściej, ale przecież niezamroczony alkoholem, nie będąc pijanym, podejmowałem decyzje o następnym piciu – mimo że wszystkie poprzednie zakończyły się przykrymi, a nawet tragicznymi konsekwencjami. W ten sposób nie zachowują się ludzie normalni, rozsądni i świadomi! Oczywiście decyzje o piciu nie były jedynymi złymi decyzjami, jakie w tamtym okresie podejmowałem”[2].
„Do czasu alkohol nie tylko nie był problemem – był nawet rozwiązaniem”[3].
Czytając je pomyślałem, że temu „staremu pijakowi” (autor sam tak czasem o sobie pisze i – podobno – często mówi, więc i ja sobie pozwalam, choć z wdzięcznością, życzliwością i podziwem nawet) udało się mnie zupełnie zaskoczyć. Po kilkanaście razy wracałem do pewnych fragmentów, nawet coś mi się kojarzyło, że kiedyś już chyba o tym słyszałem, ale teraz ostatecznie do mnie dotarło. I może to właśnie (oczywiście pełne wyjaśnienie, a nie tylko te krótkie cytaty) stanowi największą wartość „Kroku za Krokiem”: szansa, że nareszcie zrozumieją alkoholizm ludzie nieuzależnieni. Dla mnie był to wstrząs.
Wiarygodność książki Meszuge pogłębia spora liczba cytatów z literatury Wspólnoty AA, ale nie tylko. Prawdę mówiąc, jestem pod wrażeniem oczytania autora „Alkoholika”.
„Krok za Krokiem” mogę gorąco polecić – myślę, że nie tylko uzależnionym i ich rodzinom.
---
[1] Podaję za stroną internetową huffington.post.com z 25.06.2012.
[2] Meszuge, „Krok za Krokiem”, wyd. WAM, 2014, s. 256.
[3] Tamże, s. 13.