Meszuge wydał książkę o przebudzeniu duchowym, rozwoju osobistym, świadomym życiu – czemu mnie to nie zaskoczyło? Nie mógłbym z czystym sumieniem twierdzić, że się tego spodziewałem i oczekiwałem, ale… Kiedy przeczytałem pierwszych kilkadziesiąt stron, zrozumiałem, że taka właśnie kolej rzeczy była najzupełniej naturalna, oczywista, może nawet przewidywalna. Jeśli nie dla wszystkich, to na pewno dla tych czytelników, którzy znają pozostałe książki Meszuge albo większość z nich.
Zmarnowane szanse, przegrane z kretesem życie, problemy z alkoholem, pierwsze, częściowe jeszcze rozwiązania i abstynencja, trzeźwość osiągnięta dzięki programowi 12 Kroków AA, dalszy rozwój osobisty, kolejne doświadczenia i przeżycia duchowe, wreszcie samoświadomość oraz kontakt z rzeczywistością na poziomie oszałamiającym. Proste? Pewnie, że proste! Tyle że cała ta… procedura zajęła autorowi ze trzydzieści lat, a może i więcej. Czy to oznacza, że każdy, kto chciałby osiągnąć podobne efekty, musi się liczyć z tytaniczną pracą obliczoną na długie dziesięciolecia? Otóż nie! I na tym polega dar Meszuge – podczas lektury „Przebudzenia” rozpoznawałem (we własnym życiu) wiele przeszkód do sforsowania, czyli dziesiątki drzwi, które w normalnych warunkach musiałbym pewnie z ogromnym trudem wyważać, ale on pozostawiał je dla mnie już… nie, nie otwarte – uchylone.
Książka składa się z czterech zasadniczych części:
a) „Kim jesteś… kim jestem?” – pozornie kilka stron o autorze, ale głównie okazja do zadania sobie paru fundamentalnych, nawet egzystencjalnych pytań.
b) „Duchowość i rzeczywistość” – wydawało mi się, że jest to część główna, ale chyba jednak nie; tu autor weryfikuje i pomaga weryfikować dziesiątki przekonań, to… duchowe okulary, które pomagają dostrzec łzy w deszczu.
c) „Solilokwia – rozmowy z sobą” – o ile poprzedni rozdział kończyłem stwierdzeniem: „teraz to ja już nic nie wiem albo bardzo niewiele, bo coś tam zaczyna mi świtać”, o tyle tutaj jeszcze wyraźniej ujawniają się rozwiązania, podobnie jak w…
d) „Miscellanea albo silva rerum” – znacznie dłuższe niż w poprzednim rozdziale teksty, zmuszające do przemyślenia i zajęcia stanowiska emocjonalnego i intelektualnego, ale nie tylko.
Choć, jak twierdzi Meszuge, doświadczenia, przeżycia duchowego nie można nikomu dać w prezencie, to jednak ofiaruje on czytelnikowi coś niesłychanie cennego: solidną dziurę w bruku oraz czas.
„Ale mówić, pisać, komunikować się zawsze warto i trzeba, bo kto wie, czy jakieś zdanie, a nawet pojedyncze słowo, nie stanie się katalizatorem, punktem zwrotnym, siłą sprawczą, wstrząsem, po prostu… dziurą w bruku”*.
Nie przeczytałem wszystkich książek wydanych w Polsce przez ostatnie pół wieku, nie chciałbym kogoś urazić (może o czymś po prostu nie wiem), w każdym razie wydaje mi się, że jesteśmy świadkami wydarzenia, którego znaczenia nie sposób przecenić – po raz pierwszy i nareszcie doczekaliśmy się niereligijnej książki o duchowości, przebudzeniu i rozwoju osobistym polskiego autora, w polskich klimatach i mentalności. A Meszuge dzięki swojemu „Przebudzeniu”, choć nie tylko niemu, wstąpił do grona Wielkich Współczesnych Pisarzy Polskich.
---
* Meszuge, „Przebudzenie. Droga do świadomego życia”, wyd. Druga Strona, 2014, s. 62.