Po pozornie rozczulającej deklaracji z pierwszego rozdziału (str. 42):
„Przyczyna tego, że fizyka wydaje się bardzo trudna, leży tak naprawdę w tym, że w porównaniu z innymi dziedzinami nauki jest dość prosta. W fizyce (przynajmniej w niektórych jej działach) mamy tę cudowną możliwość odłożenia na bok różnych składowych rozważanego układu, rozwiązanie znacznie prostszego zagadnienia i poskładanie wszystkiego dopiero na końcu.”
zderzamy się nieuchronnie z kontekstem sensu powyższego stwierdzenia. Autor zawarł w tych zdaniach istotę ‘napięcia fizycy-reszta świata’. Fizyka jest prosta, bo elementy będące przedmiotem jej zainteresowania są podstawowe dla rzeczywistości. Nie istnieje w tej nauce (zasadniczo) niedefiniowalna ogromna lista zmiennych ukrytych, które rzutować mogą na wnioski z analizy jakiegoś procesu (jak w chemii organicznej czy psychologii). Jednocześnie pozwala budować system weryfikowalnych przekonań wprost na jasno zdefiniowanych zasadach, które realizuje się często matematycznie ścisłymi formułami kolejnych przybliżeń. Na każdej stronie opiniowanej książki mamy dowody takiej perspektywy.
Sean Carroll książką „Przestrzeń, czas i ruch” rozpoczął projekt zbudowania mostu między popularnonaukowymi tekstami o fizyce współczesnej a czymś, czym zajmuje się fizyka. Docelowo planowana trylogia „Największe idee we Wszechświecie” powinna niedługo dopełnić się następnymi tomami (*). Jeśli wadą każdej książki jest to, że nie może opowiedzieć o wszystkim, to ta akurat publikacja niemal nie ma innych wad. Skupiając się na odtworzeniu drogi filozofów nauki (jak zwano Galileusza, Newtona i grupę mechaników analitycznych do pocz. XIX wieku) oraz bardziej ‘współczesnych fizyków’, Carroll zaprezentował spójny logicznie i zwarty formalnie wywód rekonstruujący rudymenty tzw. fizyki nie-kwantowej. Na fizyce klasycznej (jako zestawie reguł opisu przestrzeni, czasu i zmian w nich zachodzących) i teoriach grawitacji Newtona i Einsteina (jako dynamicznych realizacjach modeli rozpiętych na tejże mechanice klasycznej) oparł treść książki.
Wzory są w odpowiedniej dawce. Carroll w swoim planie jakościowego i ilościowego opisania kluczowych zagadnień fizyki nie mógł ich pominąć. Wprowadził je bardzo umiejętnie. Wszystko jest uzasadnione i czytelnie wkomponowane w tekst. Dwa dodatki (o pochodnych i całkach oraz o potrzebnych elementach języka krzywizn geometrii nieeuklidesowej) rozszerzają i wypełniają potencjalne luki w wiedzy u odbiorcy. Na poziomie dydaktycznym, profesor zadbał o wyartykułowanie wprost szerokiej klasy powiązań między matematyką a fizyką (np. na str. 93-95 opisał oscylator harmoniczny jako realizację pewnej syntetycznej reguły, która ma bardzo szerokie zastosowanie). Pokazał liczne formalne ustalenia, które z jednej strony łączą nieoczywiste zjawiska, z drugiej powodują jakościowe uogólnienie badanych procesów, które przez to stają się czasem szczególnym przypadkiem, czasem okazują się głębiej osadzone w zasadach dotychczas traktowanych rozdzielnie. Tak jest chociażby z pięknie wprowadzonym formalizmem Lagrange’a, który dzieło życia Newtona rozwija do zasady najmniejszego działania (str. 103-112), jako ‘meta-techniki’, którą podziwiał i stosował sam Feynman szukając kwantowych odpowiedzi. W przypadku książki Carrolla, pozwala on pięknie ‘od kuchni’ doprowadzić do ogólnej teorii względności, lepiej niż zrobił to sam Einstein (str. 278-281). Ten ostatni przykład zawartości książki wymaga cierpliwości i uczciwego śledzenia treści tekstu każdej strony. Ale to się opłaci, skoro mamy szansę zrozumieć czym wielki David Hilbert mógł stresować Einsteina w 1915 roku, gdy ten ostatni zmagał się z przełożeniem technik Riemanna na język fizykalnej grawitacji.
Tak już praktycznie, schodząc z diapazonu i abstrahując od ludzi do których nam daleko w rozumieniu materii ścisłej, książka jest piekielnie dobra. Trochę znam podstaw uniwersyteckiej fizyki i jednak sporo detali mnie zaskoczyło (a nie są wcale koncepcyjnie trudne). W kwestii rozumienia struktury efektów relatywistycznych latami interpretowałem sens paradoksu bliźniąt, skrócenia długości, transformacji Lorentza czy dynamiki upływu czasu niewystarczająco konsekwentnie. Dzięki tej książce, każdy bez zaawansowanych kursów, może od razu uzyskać poprawny wgląd w świat teorii względności. Carroll unika ‘protez’ czy analogii, które wprowadzają zamieszanie w popularyzacji, a są w istocie niepotrzebne. Niewielki zysk z uniknięcia wzorów jest z reguły iluzoryczny, a przekłamanie zasadniczych kwestii poważne. Tak jest chociażby z przedyskutowanym tematem graficznej prezentacji układów odniesienia, które w wersji bez stożków świetlnych deformują istotę szczególnej teorii względności (str. 195-196).
Prowadząc czytelnika przez najistotniejsze meandry konstrukcji czasoprzestrzeni, fizyk przy okazji ‘sprzedaje’ cenne rady, które wynikając wprost z rozwoju nauki, szkolą we wstrzemięźliwości każdego adepta (str. 214):
„Nauka jest empiryczna i fallibilistyczna – każda z naszych teorii naukowych może być błędna, nieważne, jak dużo materiału dowodowego udało się nam zgromadzić na ich potwierdzenie. Naukowcy wysuwają hipotezy dotyczące działania świata, sprawdzają je w zestawieniu z pozyskanymi danymi i zgodnie z wynikami tej weryfikacji modyfikują nasze zaufanie do tych pomysłów.” (**)
Centralne pojęcie we współczesnym rozumieniu przestrzeni fizycznej, czyli metryka, zostało opisane perfekcyjnie (str. 226-238). Każde zdanie ma swoją wagę, wyrzucenie czegokolwiek prowadziłoby do zaburzenia procesu odbioru przez czytelnika. W zasadzie ‘z niczego’ (tu – z twierdzenie Pitagorasa), budujemy obraz uniwersalnej konstrukcji, która jest o krok od podstawowego modelu czarnej dziury tkwiącego w rozwiązaniu Schwarzschilda (str. 290-296), które odsłania większość osobliwych własności tych obiektów. Akurat ten przykład wydobytego wątki z opowieści, pokazuje jak Carroll dba o detal niezbędny w dokonaniu z czytelnikiem każdego kroku poznawczego, jak łączy w sposób prosty zaawansowane (co do zasady poprzez ich matematyczne zdefiniowanie) struktury – od macierzy po tensory. Zawieszanie pedanterii typowej dla królowej nauki, pozwala szybko wydobyć z ilościowych przykładów ich sedno jakościowe. W tym procesie fizyk jest zdumiewająco skuteczny przez wszystkie rozdziały. Ostatni przykład głębi zbudowanej prostymi słowami, to same równania ogólnej teorii względności. Jej autorskie heurystyczne wprowadzenie (str. 271-278) dostarcza każdemu języka dla tej nowoczesnej teorii grawitacji, uwrażliwia czytelnika na sedno tkwiącego w niej przełomu i daje mu narzędzia do dalszych poszukiwań.
„Przestrzeń, czas i ruch” to niemal wybitna książka. Czytelnik odbywa w niej intelektualną podróż – od rysunku z palcem przysuwającym po stole kubek z kawą po, w zasadzie identyczne dynamicznie, opisane zaawansowanym wzorem przesuniecie równoległe (str. 344) w dowolnie powyginanej przestrzeni. Carroll dawkuje w niej każdy element edukacyjny z rozwagą, z przekonaniem i trafnie uzasadnionymi komentarzami. Ważne i czytelne rysunki i wykresy, wzory w ilości odpowiedniej, budują zaufanie na linii autor-czytelnik. Odwaga w próbie zasypania dziury między popularyzacją a podręcznikiem wypadła świetnie. Wymaga być może jednak dalszych testów na odbiorcach, którzy fizykę szczątkowo znają sprzed wielu lat i to na poziomie szkoły średniej. To w zasadzie dla nich jest cały trzytomowy kurs. Równie cenne są komentarze, dyskusja sensu konkretnych przybliżeń i konsekwencje dla relacji między rzeczywistością a modelem. W wersji profesora, fizyka prezentuje się jako stabilna w fundamentach konstrukcja, która zna swoje ograniczenia. Na tym założeniu naukowcy budują możliwy do werbalizacji opis świata z świadomością ułomności. W zasadzie wypracowany współcześnie obraz jawi się jako barokowy zestaw coraz subtelniejszych przypisów, które jakoby gubią w interpretacji coś tak banalnego, jak spacer nad morzem. Profesor pokazuje jednak, że za poszukiwaniem pełniejszej prawdy stoi ludzka potrzeba. Z reguły wielkie idee, które demolują tymczasowe piętrowe konstrukcje z latami coraz brzydsze, uczą nas przemijalności i potrzeby wytrwałości w procesie. Celem nauki jest zbliżanie się, a nie dotarcie gdzieś. To też jakaś lekcja dla przezwyciężania słabości w dowolnym wymiarze egzystencji.
Wybitne z małym minusem – 9/10
=======
* Serię kontynuuje drugi tom o mechanice kwantowej (po angielsku ukazał się w maju 2024) i trzeci tom (o zjawiskach złożonych i emergencji), który jest w fazie przygotowania.
** To jedno z niewielu miejsc, w których nie do końca się zgadzam z autorem (choć rozumiem intencje i sens). Kumulatywny charakter nauki jest bezsporny i to na różnych poziomach, co nie wyklucza procesu odrzucenia dowolnego elementu ‘gmachu nauki’, choć wciąż pozostaje faktem, że jego dobudowanie odbyło się w procesie intelektualnie-kumulatywnego procesu. Na błędach też się uczymy (może przede wszystkim na nich).