"(…) Każdy ma jakiegoś potwora. Pani i ja też. I Basia. Jeśli teraz nie nauczy się nad nim panować, to on zapanuje nad nią."[1]
Życie składa się z różnych doświadczeń. I z pewnością nie uchronimy się przed tymi przykrymi. Szczęście, kiedy są one tak drobne, że można je zdmuchnąć niczym okruchy ze stołu. Gorzej kiedy takie wspomnienie nami zawładnie i rozrośnie się do rozmiarów wstrętnego trolla, który regularnie zatruwa nam myśli.
Fabuła
Warszawa. Zostają znalezione zwłoki kobiety. Śledczy ustalają, że to ciało śpiewaczki operowej. Pozostaje ustalenie sprawcy i motywu. Młoda, zdolna, lubiana, ale najwyraźniej dorobiła się wroga, bo jej zwłoki wyglądają, jakby ktoś wyładował na nich wszystkie swoje frustracje. Policjanci zaczynają prowadzić zagmatwane śledztwo - pełne luk i niejasności. Jakie potwory z przeszłości wywołały falę gniewu wobec tej kobiety?
Wymagające zadanie
Próbowaliście rozsupłać poplątane kable? Takie wymagające zadanie postawiła przed czytelnikami Anna Potyra.
Na początku sprawa wydaje się beznadziejna. Przed nami mozolna praca i nie wiemy od czego zacząć. Każdy ruch powoduje, że wpadamy w wielką plątaninę. Podobnie sytuacja wygląda u śledczych z powieści. Każde podejmowane działanie kończy się marnym skutkiem. Pojawiają się różne hipotezy, ale w nich jest wiele luk, ciągle jakiś element nie pasuje.
Udaje nam się wyodrębnić poszczególne kable - widzimy światełko w tunelu - ale jeszcze daleko do końca. Co rusz trafiamy na kolejne węzły, które trzeba rozplątać. W trakcie śledztwa pojawiają się nowe wątki. Śledczy, i my razem z nimi, typują podejrzanych. Wydaje się, że jesteśmy blisko rozwiązania sprawy. Autorka jednak czuwa, by nie zabrakło zwrotów akcji. Co jakiś czas podrzuca dowód, wskazuje nowego świadka czy po prostu oświeca któregoś z bohaterów, co powoduje, że śledztwa, pomimo że jest na dobrej drodze, nie można uznać za zakończone.
Po raz kolejny przekonuję się, że kryminały warto doczytać do ostatniego słowa.
W trakcie czytania "Potworów" myślałam sobie: "Przyzwoita książka, ale to wszystko już było". Policjant pracoholik, krzywda dziecka, brutalna zbrodnia - znamy to. W końcu nadchodzi ta cudowna chwila, kiedy dowiadujemy się kto i dlaczego zabił. W tym momencie muszę się zwrócić do autorki: "Pani Anno, cudownie zrobiła Pani nas wszystkich w jajo." Zakończenie zmazało drobne, ale jednak cienie. Pokazuje ono jak Anna Potyra (i morderca) perfekcyjnie wszystko zaplanowali. Zaskoczyło mnie to, że tytułowe potwory przybrały właśnie taki kształt.
"Potwory" to druga książka autorki.
Muszę wspomnieć o tym, że spotykamy tu tych samych śledczych co w jej pierwszej powieści pt. "Pchła". Anna Potyra kontynuuje tzw. wątki osobiste policjantów, więc teoretycznie powinniśmy najpierw przeczytać "Pchłę". Powiem więcej, bardzo teoretycznie. Ja czytałam pierwszą książkę pisarki ponad rok temu i szczegóły tamtej historii zatarły się w morzu innych opowieści. To kompletnie nie przeszkadzało mi w śledzeniu fabuły "Potworów", a nawet nabrałam ochoty na powtórne przeczytanie "Pchły".
Podsumowanie
Anna Potyra - miłośnikom kryminałów - polecam zapamiętać to imię i nazwisko. Po raz kolejny przekonuję się, że to bardzo obiecująca pisarka. Co prawda nie pamiętam szczegółów jej pierwszej powieści, ale pamiętam, że nie mogłam się od niej oderwać. Natomiast jej druga książka zaskoczyła mnie świetnym finałem. Nie ważne czy sięgniecie po "Pchłę" czy "Potwory", ważne, aby poznać to, co napisała ta kobieta.
[1] Anna Potyra, "Potwory", wyd. Zysk i s-ka, Poznań 2020, s. 111.