Dziwna to książka. Niezwykła, choć na pierwszy rzut oka najzwyklejsza. Mamy oto Ewę, niby przeciętną dziewczynę, która jakoś tam sobie żyje, a właściwie dopiero układa życie. Zdarzają jej się dość przykre konfrontacje marzenia z rzeczywistością (brak porywów w związku, brak satysfakcji z nauczania, smętna przyziemność pracy fotografa), ale w końcu wszystko jest jeszcze przed nią. Jako osoba dość optymistycznie i pogodnie nastawiona do życia ma wszelkie szanse na udaną (w końcu) przyszłość.
I oto, w zawiązaniu akcji, ta przyszłość nagle się zjawia na progu. Nieoczekiwanie do niewielkiej agencji fotograficznej, w której pracuje Ewa, przychodzi zamówienie na serię zdjęć reklamowych pewnej kwiaciarni w... Prowansji. Z dnia na dzień Ewa przenosi się do zupełnie innego świata, gdzie spotyka ludzi, zdarzenia i miejsca diametralnie różniące się od tych, wśród których żyła do tej pory. Ale także dzięki tej niezwykłej przygodzie dostrzega i docenia w swoim dotychczasowym życiu to, co ważne i uczy się, jak dokonywać wyborów.
Jest w tej książce mnóstwo nieprawdopodobności. Już samo zawiązanie akcji pachnie nieco fantazjowaniem – jakże to, właścicielka wieloletniego rodzinnego biznesu, z bagażem doświadczenia poprzedniczek i dużymi możliwościami, z kraju rozwiniętego, szuka fotografa w zupełnie obcej ziemi, nie mieszczącej się nawet w tej samej strefie ekonomicznej (w powieści Polska nie weszła jeszcze do Unii Europejskiej)? Ale na to przymykamy oko, zawiązanie akcji powinno być wytrąceniem ze zwykłego porządku. Dalej jednak jest coraz bardziej zdumiewająco. Nie dziwi może wielopokoleniowa, związana blisko rodzina ze swoistymi zasadami i hierarchią wewnętrzną. Nawet tradycyjny matriarchat nie dziwi, można go właściwie zakorzenić w tradycjach ziemiańskich, gdzie to pani domu trzymała gospodarstwo silną ręką. Ale żeby w rodzinie tej wszyscy aż tak karnie poddali się reżimowi seniorki, by opanować perfekcyjnie trudny obcy język, i posługiwać się nim na co dzień, choć nikt z nich nie ma żadnego żywego związku z Polską? Żeby nawet ogrodnik tak zakochał się w mowie Sienkiewicza, że każdym swoim zdaniem wyczarowuje tamten świat? A równocześnie ta silnie tradycyjna rodzina, pielęgnująca swoją własną rodową historię, o pierwszej seniorce rodu wie pewne rzeczy tylko „podobno”; choć przechowano jej pamięć jako wybitnie silnej i niezwykłej osobowości, nie zachowały się żadne zwyczaje językowe z jej czasów. Wydaje się, że pozostawiła potomkom tylko cień tajemnicy, wyzierający ze starego portretu. Tajemnice historii rodu są zresztą nieodłącznym elementem fabuły, bo to wokół nich toczy się duża część akcji. I przyznać trzeba, że odkrywanie niektórych sekretów wraz z bohaterką dostarcza silnych emocji. Ale ostateczne zapętlenie wątków historycznych, które prowadzi do zaskakującego finału, jest też najbardziej chyba nieprawdopodobnym zwrotem akcji.
Sama główna bohaterka też zresztą zdaje się przejawiać cechy, które mogłyby skutkować zaklasyfikowaniem jej do kategorii klasycznej Mary Sue. Niby zwykła dziewczyna, a przydarzają się jej tak niezwykłe rzeczy. W dodatku zdaje się przejawiać dziwną wrodzoną moc, dzięki której sama jej obecność wpływa zbawiennie na innych ludzi. Typowy krnąbrny nastolatek (choć nie na tyle krnąbrny, by nie opanować literackiej polszczyzny) pod jej wpływem zmienia się w rozsądnie myślącego o przyszłości młodego człowieka. Wieloletnie skryte cierpienia seniorki rodu dzięki rozmowom z Ewą znajdują ujście i ostateczne ukojenie. Podskórne niesnaski między członkami rodu, zdające się nieuchronnie zmierzać w stronę jakiegoś upadku, w końcu układają się; na oczach Ewy ci, którzy nie mają racji, dostrzegają swoje błędy, zamknięci w swoich poglądach otwierają się na dialog. I nagle wszystko dąży do zakończenia, które za Mickiewiczem aż chciałoby się zatytułować „Kochajmy się!”.
Ewie wszystko się udaje. Nawet jeśli nie w pełni rozumie, co się wokół niej dzieje, dziwnym sposobem zawsze trafia w sedno. Nawet jeśli tego nie dostrzega, wywiera wpływ silny i wyłącznie pozytywny. Do tego stopnia nawet, że ofiarą jej uroku od pierwszego wejrzenia pada mężczyzna, o którym w ogóle nie marzyła. I który w końcu, gdy dostanie szansę, otoczy ją wszechogarniającą miłością wprost z romansów.
Tak, mnóstwo nieprawdopodobności w tej książce. Niemniej proszę nie traktować tej wyliczanki jako wyrazu zawodu czy pretensji. O nie, mimo tych wymyślnych elementów fabuły jest to powieść, którą czyta się doskonale. Łatwo i z ogromną ciekawością. Pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl, gdy próbuję ją jakoś opisać, brzmi: ciepło. Jest to opowieść niezwykle ciepła, ogrzewa czytelnika spokojem, łagodnością, pewnością, że życie może być piękne a świat jest dobry i wspaniały. Byle tylko przyjąć wyciąganą przezeń dłoń.
Miałam pewien problem z zaklasyfikowaniem tej książki. Ostatecznie uznałam, że jest to ni mniej, ni więcej, tylko – baśń. Trzeba uznać, że mimo pozornego realizmu świata i (jeszcze bardziej) pozornej zwykłości zdarzeń jest to opowieść baśniowa. W takiej bowiem konwencji możemy bez niepokoju zgodzić się na wszelkie nieprawdopodobieństwa. Nie będą one wtedy po prostu wymyślnymi sztuczkami dla urozmaicenia akcji, ale zdarzeniami symbolicznymi. Książka ta mówi nam bowiem o bardzo prostych, ale czasem bardzo trudnych do wyrażenia prawdach. O tym, że miłość może naprawdę być lekarstwem na nieudane życie. I że miłość ma wiele imion, a jednym z nich jest – rodzina. Wartość więzów rodzinnych, kultywowania rodowych tradycji, otaczania się bliskimi i włączania ich w swoje życie osobiste – to wniosek, jak ze swojej francuskiej przygody powinna wyciągnąć Ewa. To w rodzinie mogą nas spotkać najniezwyklejsze przygody, fascynujące tajemnice i mądrości, które pomogą nam dalej iść przez życie. To rodzina nas wesprze, jeśli i my ją będziemy wspierać. Nie trzeba szczęścia, przygody i ekscytacji szukać w dalekim kraju. Można je znaleźć wokół siebie, jeśli tylko otworzymy oczy.
Droga Ewy, wiodąca ją do odległej, niemal magicznej Prowansji, gdzie spotyka ludzi niezwykłych i doświadcza wrażeń niecodziennych, jest w istocie baśniowym przebraniem drogi najkrótszej i najzwyklejszej, choć najgłębszej. Drogi, jaką każdy może rozpocząć w każdej chwili. Wystarczy otworzyć oczy i rozejrzeć się wokoło. Może warto zajrzeć na strych, a może spojrzeć głębiej w oczy ludzi, którzy nas otaczają na co dzień. I okaże się, że każdy dzień może być początkiem fascynującej przygody.
Ocena: 8/10