Na tę książkę wpadłam zupełnie przypadkowo. Chciałam posłuchać czegoś lżejszego w czasie badań, żeby nie myśleć o chorobach... Wybór okazał się trafiony w dziesiątkę. „Dysonanse i harmonie” to piękna i wzruszająca a chwilami rozbawiająca nawet do łez opowieść. Aż chciałoby się dołączyć do bohaterek i chociaż na chwilkę pobyć tam, w tej maleńkiej wiosce ukrytej wśród lasów i łąk. Chociaż sama mieszkam w małym miasteczku, to jednak zauważam, że coraz mniej wokół takiego sielskiego klimatu a coraz więcej placów budowy..., dobrze, że mam duży ogród, a za nim mały lasek, więc mam namiastkę wsi za oknem.
Mariola jest dojrzałą kobietą, pracuje w szpitalu w Przemyślu i wiedzie spokojne, ale dość nudne życie u boku męża. Ich syn studiuje w Rzeszowie. Jej mąż Jerzy jest domatorem, a i tak częściej pracuje zdalnie w domu i właściwie nie utrzymują wielu kontaktów towarzyskich. Nieoczekiwanie Mariola otrzymuje w spadku dom po ciotce Frani, na wsi pod Choszcznem. I chociaż ona jest zachwycona okolicą, Jerzy zdecydowanie każe jej odrzucić spadek. Lecz kobieta postanowiła za radą kuzynów wyremontować dom i... zrezygnowała z pracy i pojechała na wieś w rodzinne strony.
"Skończyłam liceum pielęgniarskie w Szczecinie, tam poznałam mojego przyszłego męża, urodziłam syna i przenieśliśmy się do Przemyśla. Pół roku temu dostałam spadek po zmarłej ciotce i wróciłam na stare śmieci."
Początkowo Mariola miała tam tylko przypilnować tego remontu a później się zobaczy. Gdy wreszcie przyjeżdża mąż z synem, kobieta pokazuje im swoje włości. Dawid jest zachwycony naturą tak jak ona, lecz Jerzy jest bardzo krytyczny i nakłania żonę do sprzedaży Rapsodii. Nie chce tu zamieszkać i po sprzeczce wkrótce wraca do Przemyśla. Dobrze, że chociaż syn jednak zostaje. I pies... Ich życie wywróciło się dosłownie do góry nogami.
Jaką decyzję podejmie Mariola? Czy zostanie tu na wsi, chowając kozy i inne zwierzęta, robiąc soki, dżemy i nalewki..., czy wróci do Przemyśla, do męża i spokojnego, lecz nudnego i przewidywalnego życia u jego boku...
"Biały domek, z jednej strony porośnięty bluszczem, drewniany płot, zza którego wystają malowniczo badyle po przekwitniętych słonecznikach, a za płotem łąka i las. I wiesz, że wiatr w gałęziach naprawdę wygrywał prawdziwą muzykę? Wystarczyło się wsłuchać, a wśród złotych i czerwonych liści brzmiały rapsodie, i sonaty, i walce… A gdy do chóru włączył się jakiś dzięcioł, to nawet marsze."
Książka bardzo klimatyczna, pełna humoru, wzruszająca, pozwalająca na odpoczynek i można podczas lektury zapomnieć o swoich problemach.
Może to tak zwana historia dla kobiet, taka babska, lecz mimo wszystko piękna i wartościowa.
Być może jeszcze kiedyś wrócę do papierowej wersji...
Polecam.