Na tę książkę wpadłam zupełnie przypadkowo. Chciałam posłuchać czegoś lżejszego w czasie badań, żeby nie myśleć o chorobach... Wybór okazał się trafiony w dziesiątkę. „Dysonanse i harmonie” to piękna i wzruszająca a chwilami rozbawiająca nawet do łez opowieść. Aż chciałoby się dołączyć do bohaterek i chociaż na chwilkę pobyć tam, w tej maleńkiej wiosce ukrytej wśród lasów i łąk. Chociaż sama mieszkam w małym miasteczku, to jednak zauważam, że coraz mniej wokół takiego sielskiego klimatu a coraz więcej placów budowy..., dobrze, że mam duży ogród, a za nim mały lasek, więc mam namiastkę wsi za oknem.
Mariola jest dojrzałą kobietą, pracuje w szpitalu w Przemyślu i wiedzie spokojne, ale dość nudne życie u boku męża. Ich syn studiuje w Rzeszowie. Jej mąż Jerzy jest domatorem, a i tak częściej pracuje zdalnie w domu i właściwie nie utrzymują wielu kontaktów towarzyskich. Nieoczekiwanie Mariola otrzymuje w spadku dom po ciotce Frani, na wsi pod Choszcznem. I chociaż ona jest zachwycona okolicą, Jerzy zdecydowanie każe jej odrzucić spadek. Lecz kobieta postanowiła za radą kuzynów wyremontować dom i... zrezygnowała z pracy i pojechała na wieś w rodzinne strony.