O tej książce, a właściwie o całej trylogii w polskiej blogosferze było naprawdę głośno. Tak entuzjastyczne podejście oczywiście wzbudziło moje zainteresowanie. Czytałam wiele pozytywnych recenzji, celowo omijając fragmenty opisujące jej treść – chodziło o to, by zupełnie dać się zaskoczyć, na nic się nie nastawiać, niczego nie oczekiwać. Jednak gdy wreszcie udało mi się zdobyć książkę, miałam pewne wyobrażenie, jak by to wszystko mogło wyglądać i w pierwszej chwili odczułam ukłucie rozczarowania. Ale o tym nieco później. Zacznijmy od zarysu wydarzeń.
Kasia Matczak jest sympatyczną, dobrze ułożoną nastolatką. Gdy jej samotny ojcieć napotyka na swojej drodze drugą miłość i decyduje się rozpocząć z nią nowe życie, Kasia nie jest szczególnie zachwycona. Pomijając zmianę szkoły w klasie maturalnej, czeka ją życie pod jednym dachem z Gośką, która jest praktycznie jej przeciwieństwem. Można przewidzieć, że dziewczęta nie zapałają do siebie miłością, jedank prawdziwe piekło rozpęta się dopiero, gdy Kasia pozna Krzyśka. Dlaczego? O tym już w książce...
Z tą częścią wiąże się moje rozczarowanie, bo o ile autorka naprawdę dobrze pisze, to liczyłam na coś więcej, niż kolejną opowieść o nastolatkach. Gdyby nie fakt, że w ich życiu pojawia się poważny i intrygujący problem, byc może nawet bym ją odłożyła... Dobrze, że tego nie zrobiłam, bo im dalej, tym ciekawiej. Po pewnym czasie już prawie zapomniałam o moich początkowych zarzutach i historia mogłaby się ciągnąć aż do samego końca książki, jednak ... autorka zaplanowała coś innego. Po dramatycznych zdarzeniach nagle przenosi nas 13 lat dalej i stawia przed zupełnie nową sytuacją.
Młody, przystojny mecenas Borowski szykuje się właśnie do nowej, szczególnie kłopotliwej sprawy, gdy o spotkanie prosi prokurator Kochańska. Co ta sytuacja ma wspólnego z Krzyśkiem i Kasią oczywiście już nie zdradzę ;-).
Książkę czyta się naprawdę szybko, choć od strony technicznej, osobiście czytałoby mi się lepiej, gdyby zmniejszyć dość duże marginesy a za to nieco zwiększyć czcionkę. Cóż, może się starzeję ;-)
Wracając jednak do treści, autorka zrobiła mi bardzo miłą niespodziankę. Jest ciekawie, dynamicznie i praktycznie do samego końca nie można być pewnym, jak zakończy się ta opowieść. Podczas gdy ostatnio coraz więcej okładek książek próbuje zachęcić nas informacjami o scenach erotycznych, autorka po prostu wplata je w treść, zupełnie się nimi nie obnosząc – są częścią naszego życia, więc powinny być i częścią książki. Bardzo podoba mi się takie podejście.
Agnieszka Lingas-Łoniewska stworzyła wiele ciekawych postaci. I choć to Krzysiek i Kaśka są głównymi bohaterami, osoby pozostające na dalszych planach mogą również prowadzić ciekawe życie i cieszy mnie, że autorka o nich nie zapomina, stale dostarczając nowych informacji na ich temat. Skoro już piszę o bohaterach, nie sposób pominąć Łukasza. To czarny charakter tej opowieści, wydawałoby się że okrutny i bezwzględny, jednak intuicja podpowiada, że w tym przypadku nie można wszystkiego rozpatrywać w kategorii bieli i czerni – szarość może być o wiele bardziej ciekawa. Teraz już rozumiem, dlaczego pani Agnieszka najbardziej lubi trzecią część swojej trylogii – poświęconą właśnie Łukaszowi. Ten czarny charakter tak bardzo mnie zaintrygował, że najchętniej pominęłabym drugi tom (choć zakładam, że będzie ciekawy) i od razu zabrała się właśnie za trzeci. Być może ktoś z Was czytał już wszystkie części i jest w stanie odpowiedzieć, czy taka zamiana kolejności jest dozwolona? ;-)
Mój jedyny zarzut jest chyba dość subiektywny i zakładam, że większości z Was w ogóle nie będzie przeszkadzał. Otóż osobiście bardzo nie lubię wstawek z myślami bohaterów. O co chodzi podam na małym przykładzie. Weźmy mały dialog:
- Cześć
- Cześć
(no co, miał być mały ;-p)
Można by go zostawić tak jak jest, można by go też nieco rozbudować:
- Cześć
Nieśmiało spojrzała mu w oczy, licząc, że wejdzie do środka.
- Cześć
Trudno było mu ukryć rozczarowanie tym pożegnaniem, bo odniósł wrażenie że naprawdę dobrze się rozumieją, a ten wieczór nie zakończy się tak szybko.
Jak dla mnie jest OK. Rozwiązanie, które zastosowała pani Agnieszka wygląda jednak tak:
- Cześć
No powiedz coś wreszcie! Zapytaj, czy możesz wejść do środka!
- Cześć
Dlaczego mnie nie zapraszasz? Myślałem że dobrze się rozumiemy...
Osobiście nie lubię tego trzeciego rozwiązania, niezależnie od tego kto jest autorem książki. Komu jednak ta drobnostka nie przeszkadza, ten ma szansę przeżyć naprawdę interesującą przygodę. Uczciwie jednak ostrzegam, że jeśli skusicie się na „Zakręty losu”, pewnie przyjdzie Wam przeczytać całą trylogię, bo zakończenie pierwszej książki nikogo nie pozostawia obojętnym ;-)