Ile tak naprawdę jesteś w stanie wybaczyć? Sobie, ale przede wszystkim innym? Czy należysz do jakiejś "paczki"? Czy akceptujesz ludzi, którzy się wyróżniają? Są inni? Mają własne zdanie na jakiś temat, nie lubią być tacy jak wszyscy?
Co to jest prawdziwa przyjaźń?
„Jak łatwo jest zniszczyć życie. Unicestwić coś żyjącego. I jak niemożliwe jest odbudowanie tego na nowo. [...] Możemy budować modele samolotów i samochodów. Ale nie potrafimy poskładać na nowo życia. ”
Na sam początek muszę wspomnieć, że podziwiam autora za stworzenie postaci, która w jakimś stopniu podbiła moje czytelnicze serce. Oczywiście jest to Kim, wrażliwy chłopiec, który w trudnych chwilach (że tak powiem) nie zmienił się w babę.
„Nie ma złych ludzi. I nie ma też dobrych ludzi. Są tylko ludzie, którzy są i dobrzy, i źli. U jednych widoczne są przede wszystkim te dobre, jasne strony. U innych przebija się ciemność. U niektórych ciemność wzięła górę nad jasnością. Co powoduje, że jasność i ciemność mogą się tak wymieniać? W tym samym człowieku. Czy takie właśnie jest życie? Czy to coś, co dziedziczymy? Czy coś możemy z tym zrobić?”
Pan S. Casta w taki sposób opisał scenerię, że stała się jakby częścią mojej rzeczywistości. Jakby.. Wychodziła z książki. Czasem podczas czytania albo nie rozumiałam facetów (chodzi o miłość chłopca do Tove), albo dlaczego inni nie potrafią akceptować innych, tak samo czemu nie potrafią się bawić bez alkoholu i innych "takich podobnych".
„Moje myśli są jak ptaki. A twarz jak teatr.”
Książkę czyta się szybko, chociaż przyznam się bez bicia że raz czytając ją zasnęłam. Po prostu jest taki moment, w którym ma się ochotę zamknąć oczy i iść spać. Myślę, że to tylko moje odczucie, ale nigdy nic nie wiadomo, prawda? Oryginalnym pomysłem była tu wspólna pasja łącząca dwie osoby.
„Kiedy się budzę, nic mnie nie boli. Leżę zupełnie spokojnie. Dookoła jest jasno i przytulnie. Nie widzę kolorów, tylko światło. Nic nie błyszczy, nic nie migocze. Tylko czyste, prawdziwe światło. Pamiętam, jak to było wcześniej. Jak wszystko było zimne. I wszystkie kolory. Zielony, niebieski, czerwony. Najbardziej pamiętam czerwony. I ciepło, które się pojawiło, jak wybawca. Teraz jest lepiej. Teraz zaczyna się inny czas. Czuję miłość i ciepło. I rozumiem, że wydarzyło się coś wielkiego. Pomyśleć, że musiało to zająć tyle czasu. Pomyśleć, że musiało to trwać tak długo, zanim zrozumiałem, że kolory są fałszywe. Zanim pojąłem, że kolorem miłości była czerń.”
Nie zdradzając większości (nie mogę, bo to się wszystko łączy!) opowiem może tak trochę krótko o Tove. Naprawdę nie rozumiałam, dlaczego Kimme wybrał sobie taki obiekt westchnień. Moim zdaniem ona była po prostu dziwna. Sama nie wiedziała czego chce.
„Dla mnie nie ma już szarych dni, żadnych beznadziejnych dni.
Wszystkie są coś warte, bo każdy jest częścią puzzli, które tworzą moje życie.”
Podsumowując. Oczywiście książka jest godna polecenia. Urzekły mnie opisy wszystkiego. Nie ma zbędnych, jak u niektórych autorów. Idealnie można się wczuć w historię. Pierwsze strony.. a ja nie potrafiłam się oderwać! Błagam, dajcie się wciągnąć. Po przeczytaniu zdałam sobie sprawę, jak ostro krytykowana jest odmienność, szczególnie wśród młodzieży. Jestem samotnikiem z wyboru. Nikt tak naprawdę nie akceptuje mojej odmienności, nikomu (wśród moich "kolegów i koleżanek") tak naprawdę nie ufam w 100%. Ale wiecie co? Mi z tym dobrze.
Wolę być sobą, niż być taka, jak wszyscy.
„Gdybym mogła iść za tobą daleko
Dalej niż możesz sobie wyobrazić
Do najdalszej samotności wszechświata
Tam, gdzie Mleczna Droga
rozwija jasną martwą pianę i gdzie szukasz oparcia
w przyprawiającej o zawrót głowy przestrzeni.
Wiem: to się nie uda.”