Zemsta Manitou to druga część horroru, który pokazuje nam siłę magii rdzennych Amerykanów. To klasyka gatunku, nie tylko rewelacyjnie przedstawiająca nam jego konstrukcje, ale także zabierająca nas do świata zupełnie innej kultury. Pełna grozy, pełna napięcia legenda powieści grozy.
Żądza zemsty
Ośmioletni chłopiec widzi, jak z szafy wyłania się twarz człowieka z drewna. Nikt mu nie wierzy. Coraz częściej dzieci ze szkoły skarżą się na koszmary, przez które boją się iść spać. Dorośli szukają problemu w nauczycielach, a wciąż nie wierzą w ani jedno słowo własnych pociech. Siedemnastowieczny szaman jednak powraca, zaplanował zemstę i rzeź, którą strach sobie wyobrażać. Rodzina Fennerów powoli zaczyna dostrzegać podejrzane znaki, słyszeć głosy, a im bliżej są prawdy, tym są bardziej przekonani, że sobie nie poradzą. Harry Erskine i Śpiewająca Skała muszą powrócić i pomóc powstrzymać to, co dla wielu jest po prostu nieuniknione. Szaman zemści się na wszystkich białych ludziach według zasady: jeden biały człowiek za przelaną krew rdzennego Amerykanina.
„- To tam jest – wysapał. Głos miał niepewny i rozgorączkowany. – To, co Toby widział we śnie, to nie jest żaden koszmar. To jest realne i tkwi tam w środku. Susan, widziałem twarz! Paskudną gębę w szafie. A z drzwi wysunęła się ręka. Cholera, prosto z drewna!”
Zemsta Manitou jeszcze mroczniejsza!
Przyznam się, że nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się po drugiej części. Bałam się, w którym kierunku rozwinie się historia, a co ważniejsze: jak rozwinie się styl Grahama Mastertona. Powieść została wydana w 1779 roku i czytelnik może zauważyć wiele zmian. Autor pozwala swoim czytelnikom obudzić wyobraźnie, nie przytłacza nas opisami. W niektórych momentach zarysowuje grozę, przedstawia jej oblicze, lecz to czytelnik jest zmuszony wyobrazić sobie, jak to widzi. Ten zabieg jest doskonały w tym gatunku. Każdy z nas ma inne słabości i czego innego się boi. Dla jednego będą to wielkie zęby demona, który pożre go w całości, dla innego wystarczy niepokojący dźwięk, aby poczuć ciarki na skórze. Brak przytłoczenia czytelnika opisami nadaje niesamowitego tempa powieści. Groza i niepokój, co będzie dalej, jest wyczuwalny na każdej stronie. Masterton wielokrotnie pozwala sobie na cięte dialog, zachowując charakterystyczny już dla siebie element humorystyczny. Uwielbiam jego sarkazm!
Zderzenie kultur.
Dla wielu Zemsta Manitou może być ciekawym studium kulturowym, gdzie filozofia rdzennych Amerykanów przenika się z życiem „białych ludzi”. Zarysowanie tego konfliktu w latach 80. Musiało być nie lada sztuką. Więcej ciekawostek kulturowych pozwala nam wczuć się w klimat książki, co wydawało mi się celowym zabiegiem, aby nie tylko Amerykanie wyłapali smaczki podstawowego konfliktu w tej historii: nieodpowiedniego traktowania rdzennych mieszkańców Ameryki. Dla osób, które nie są związane z tą kulturą czy historią Ameryki, jest to naprawdę cenne. Wielu z nas potrafi przypomnieć sobie ze szkoły opowieści o „Indianach”, lecz mało kto potrafiłby ocenić, na jaką skalę doszło do konfliktu. Zemsta Manitou oprócz bezsennej nocy i wielu dreszczy po paciorkach kręgosłupa rozbudza też ciekawość i aż mam ochotę sięgnąć po reportaże, które przybliżą mi przeszłość i pozwolą lepiej zrozumieć różnice kulturowe.
„- Zanim zaczniesz mówić o swoich prawach, biały człowieku, zanim zechcesz mnie powstrzymać, przypomnij sobie tysiące indiańskich rodzin, które wybiliście w pień, i wszystkich czerwonoskórych, którzy zginęli i nie mieli żadnych praw. Nie tylko ojcowie i synowie, ale matki i córki.”
Masterton zachwyca!
Przez tę grozę, widmo niewyobrażalnej krzywdy nie tylko najmniejszych, ale też całego świata, czytelnik całkowici zatraca się w historii. Ponownie miałam wrażenie, że główny bohater jest tuż za ścianą, a ja jako bierny obserwator nie mogę pomóc w rozwiązaniu problemu. Ta bezradność wstrząsa, jeszcze mocniej angażuje w opowieść, której napięcie mocno trzyma czytelnika. Zupełnie tak jakby książka mogła złapać w sidła, opleść jak bluszcz i nie wypuścić ze swoich macek. Taki właśnie jest styl Mastertona. Wyjątkowy, mroczny i pełny smaczków kulturowych. Autor dokładnie wie, jak pisać, aby wstrząsnąć czytelnikiem i co gorsze, oczywiście dla czytelnika, zostawić w nim niedosyt i chęć sięgnięcia po kolejną opowieść o Manitou. Ładnie to tak, panie Grahamie?