„Czy to, czym jest, musi go skreślać z listy osób zasługujących na szczęście?”*
Jako nieśmiała i stroniąca od towarzystwa osoba wiedziesz spokojne i niezbyt urozmaicone życie. Zajmujesz się pracą i tym co lubisz najbardziej i w życiu nie podejrzewałabyś, że twoja pasja będzie tym co przewróci twoje życie do góry nogami. Niespodziewanie wszystko się zmienia, ty się zmieniasz, poznajesz całkiem inną siebie. Wszystko dzieje się szybko, czasem jest nieprawdopodobne, ale czujesz, że tak właśnie powinno być.
Adam Ostrowski jest trzystuletnim wampirem, który nie do końca akceptuje tego kim jest. Mieszka wraz z dwójką ludzkich przyjaciół w domu wybudowany na terenie, na którym stał kiedyś jego rodzinny dworek. Przeżył tyle lat, poznał zachowania ludzi i sądził, że nic już go nie zdziwi. Jednak gdy w trakcie jednej z imprez zobaczył rysunek jego rodzinnego dworku zapragnął poznać jego autora. Musiał się dowiedzieć czym kierował się tworząc ten rysunek. Gdy przekonał się, że tą osobą jest Anna Lawenda i że narysowała go, bo czuła taką potrzebę czuje się zaintrygowany. Na dodatek zaczyna coś do niej czuć, ale nie potrafi określić tego stanu, wie jednak, że ta dziewczyna zmieniła coś w jego egzystencji i nie wyobraża już sobie, że jej nie ma. Co kryje się za rysunkami Ani? Czy tych dwoje poradzi sobie ze zmianami jakie zaszły w ich życiu?
Już dawno nie czytałam nic typowo o wampirach, ale na jakąkolwiek książkę patrzyłam mijałam ją obojętnie. Żadna nie była w stanie mnie zainteresować, aż do momentu ukazania się debiutanckiej powieści Wioletty Szulc. Niby nic specjalnego, ale w jakiś dziwny sposób ciągnęło mnie do niej i nie mogłam się jej oprzeć. Dorwałam się do niej jak tylko się u mnie pojawiła. Jakie są moje wrażenia po jej przeczytaniu?
Wioletta Szulc prawdę pisząc nie stworzyła nic nowego, o wampirach napisano już tyle książek, żen no cóż, znudziły się już, omówiono ten temat na wszystkie możliwe sposoby i rzadko kiedy powstaje teraz książka, która zaciekawi pomysłem czy też wykonaniem choćby odrobinę. Jednak tej autorce się udało, no przynajmniej w moim przypadku. Co prawda nie zabrakło tu utartego już schematu: wampir zakochuje się w ludzkiej kobiecie, zagraża jej niebezpieczeństwo ze strony kogoś z jego rasy, no bo przecież musi być ktoś zły żeby nie było tak pięknie i kolorowo. Nie zabrakło tu też jego walki z samym sobą o to, że nie należy ona do jego świata. Tylko, że w tym miejscu już widać małą zmianę, bo nie przewija się to przez całą fabułę (a może ja tego nie wyłapałam?), były wątpliwości, ale zostały wyjaśnione i koniec, oczywiście pojawiały się obawy, ale w zupełnie innym znaczeniu. Bardziej chodziło o to, że ukochana nagle uświadomi sobie całą prawdę i ucieknie. Fabuła nie jest skomplikowana, ale intryguje, akcja toczy się szybko, a na brak wydarzeń nie można narzekać.
To tylko i aż romans, ale zamiast zwykłego bogatego i piekielnie przystojnego śmiertelnika jest wampir, który posiada te cechy plus te swoje nadzwyczajne moce, jakie chyba każdy się domyśla. I tak, znowu on jest tym pięknym, bogatym i bardziej otwartym, a ona cicha, nieświadoma swojej urody. Stroni od towarzystwa, bo jest nieśmiała, ale gdy musi potrafi pokazać pazurki i zawalczyć. I mimo, że to już było tyle razy, że nie sposób zliczyć w tym wydaniu nawet przez chwilę mi nie przeszkadzało. Adam jest idealny, pod każdym względem i nie dziwie się, że Anna tak na niego reagowała… Sama bym się nie oparła pewnie.
Autorka postawiła w powieści na emocje, które wręcz wylewają się z każdej strony. To one sprawiają, że pochłania się ją w zastraszającym tempie nie zwracając uwagi na umykający czas. I szczerze przyznam, że właśnie przez ten przekaz, tego co czuli bohaterowie wszystko inne odchodziło na dalszy plan. Miałam świadomość, że to już było, że się powtarza, ale dla mnie ta książka jest o u czuciu, które musi przetrwać wszystkie przeszkody, a nadnaturalność Adama jest jedną z nich, a nie o jakiejś wampirycznej historii. Barwne opisy tego co czuli bohaterowie i scen intymnych wywoływały ciarki na plecach (te przyjemne), rumieńce na twarzy i przyspieszony oddech. Jako, że to romans wiedziałam jak się skończy, ale końcówkę czytałam z drżeniem serca i obawą… I jestem zachwycona, oczarowana, i nie wiem co jeszcze. Bardzo możliwe, że jestem też nie obiektywna i może za dużo z zdradziłam. Jeśli tak to z góry przepraszam, ale to samo się wystukało…
Nie wszystkim może spodobać się ta książka, ale tym, którzy uwielbiają tajemnice, odrobinę mroczne klimaty oraz prawdziwy kalejdoskop uczuć przypadnie do gustu. Tak jak wspominałam powyżej, dla mnie wampiryzm jest dodatkiem, urozmaiceniem. Historia napisana pięknym językiem, z polotem i nutką humoru. Mówi o tym, że każdy zasługuje na to by być szczęśliwym oraz o tym, że w życiu nie ma przypadków, no chyba, że mowa o tych zaplanowanych gdzieś we wszechświecie.
*str. 107
http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com/2013/10/zaczeo-sie-od-rysunku.html