Kylie Galen wreszcie zadomowiła się na dobre w Wodospadach cienia. Niestety nadal nie wie, czym dokładnie jest. Każdy ma swoje przypuszczenia, co wcale nie ułatwia jej znalezienia odpowiedniej drogi do konkretnej odpowiedzi. Do tego dochodzą problemy z chłopakami, z niedawnymi wrogami i... nieodłącznym elementem jej nadnaturalnego życia, czyli duchami. A ten jest jeszcze bardziej tajemniczy niż poprzednie, a to, co jej przekazuje nie napawa ją optymizmem.
Powieści Hunter są idealne na zapomnienie o całym świecie i własnych problemach. I pomimo tylu niebezpieczeństw, które czyhają na główną bohaterkę i innych obozowiczów, chciałoby się być tam, razem z nimi, być jedną z nadnaturalnych i zaprzyjaźnić się z Kylie, Dellą, Mirandą i resztą. Choć każda z bohaterek ma swoje humory, to jednak nie są nazbyt irytujące. Choć Kylie, czasami taka bywa, to idzie się do tego przyzwyczaić. W końcu, każdy ma jakieś wady. No i cóż... mnie też trudno byłoby się zdecydować. Chociaż chyba bardziej skłaniam się do Dereka niż Lucasa. Ten drugi pomimo swojego ciepła, oddania i seksownego wyglądu w niektórych sytuacjach strasznie mnie denerwuje swoim zachowaniem.
C.C. Hunter zostaje dla mnie jedną z najlepszych autorek pod względem budowania napięcia w romansach paranormalnych. Jej książek, jak do tej pory, nie da się odłożyć, po powiedzeniu sobie „jeszcze jeden rozdział i... idę spać, kończę, bo muszę coś zrobić, etc.”. Bo kiedy wydaje się, że akcja się normuje i możemy ze spokojem zająć się czymś innym, pisarka sprawia, że dzieje się coś niewiarygodnego, po czym aż grzech odłożyć książkę. Nie da się, po prostu się nie da. Ciekawość zżera aż do takiego stopnia, że trzeba zapoznać się z kolejnym rozdziałem, i kolejnym, i kolejnym... aż do samego końca. Wtedy jednak następuje szok, płacz i zgrzytanie zębami. Bo powieść nagle się kończy. I to w tak nieoczekiwanym momencie, gdy myślimy, że już najważniejsze niewiadome stają się jasne. Ale pojawiają się następne. Równie intrygujące i spędzające sen z powiek.
Mimo tego, że powieść ta należy „tylko” do gatunku paranormal romance (a wiadomo, co większość czytających o nim sądzi), a nie do żadnej ambitnej literatury, to wywołuje emocje. Dlatego też tak silnie związałam się z całą serią. Bo i tutaj nie zabrakło kręcącej się łzy w oku, tak jak w Przebudzonej o świcie. I choć ostatnio podchodzę do niektórych spraw bardziej emocjonalnie niż jeszcze parę lat temu, to trzeba użyć odpowiednich słów i umiejętnie skonstruować akcję, żeby pojawiło się u mnie wzruszenie. A tak jest właśnie w przypadku książek C.C. Hunter.
Już nie mogę się doczekać kolejnych części Wodospadów Cienia. Pocieszający jest także fakt, że kiedy ta seria się skończy, to nie będzie definitywny koniec przygody z Kylie i jej przyjaciółmi. Bo autorka postanowiła napisać drugi cykl, który nosi tytuł Shadow Falls: After Dark z Dellą, jako główną bohaterką. Jak na razie, na rynku zagranicznym ukazały się dwie części: Reborn oraz Eternal wraz z nowelką (część 0.5) Unbreakable, a już w lipcu tego roku będzie miała miejsce premiera trzeciego tomu – Unspoken. Mam nadzieję, że wydawnictwo Feeria pokusi się o wydanie również tej serii, jak i nowelek do już rozpoczętej - Turned at Dark i Saved at Sunrise, choćby w jednym, zbiorczym tomie. Bo fajnie by było mieć na półce wszystkie części i serie. I fajnie byłoby zapoznać się całymi cyklami, nawet tymi połówkami, które mogą okazać się równie interesujące co „całe” tomy.