Po przeczytaniu pierwszego tomu serii o Glenmore Park byłam zachwycona – powrócił dawny, dobrze znany Mike Omer. Niestety, po lekturze "Zabójczej sieci" czuję się zawiedziona. Choć akcja toczy się w tym samym miejscu i z udziałem tych samych bohaterów, odczuwam, jakby to była zupełnie inna rzeczywistość.
W krótkim czasie dochodzi do dwóch morderstw młodych ludzi – jedno przez pchnięcie nożem, drugie przez uduszenie. Dwa różne miejsca zbrodni, dwie niezwiązane ze sobą ofiary. Policjanci prowadzą trudne śledztwo, które nie przynosi łatwych odpowiedzi – tropy są mylące, a dostępne dowody nie pozwalają na postawienie zarzutów.
Książka jest znacznie krótsza od pierwszego tomu, ale wypełniona szczegółowymi opisami, które sprawiają, że fabuła się dłużyła. Tylko sporadycznie autorowi udawało się przyciągnąć moją uwagę jakimś interesującym tropem. Humor, choć obecny, wydawał mi się nieco wymuszony, jakby miał sztucznie podnieść nastrój, który opadał przez nudną akcję. Cała opowieść sprawia wrażenie już znanej, z pomysłami zaczerpniętymi z innych książek, przez co trudno było mi się wciągnąć w fabułę. Zakończenie, zwłaszcza rozwiązanie zagadki śmierci kobiety, wydało mi się mocno naciągane. Lubię, gdy wraz ze śledczymi mogę tropić przestępców i cieszyć się, gdy dochodzę do podobnych wniosków, ale tutaj nie było to możliwe. Kluczowe fakty prowadzące do schwytania sprawcy (lub sprawców) zostały ujawnione dopiero pod koniec książki, co sprawia wrażenie, że autor sam nie wiedział, jak zakończyć historię, i wprowadził elementy, które miały mu w tym pomóc. To rozczarowujące, bo książka miała potencjał, a autor bez wątpienia ma talent do pisania kryminałów.
Choć "Zabójcza sieć" miała być kolejnym mocnym punktem w serii, niestety nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań. Fabuła, która miała szansę stać się intrygującą zagadką kryminalną,wydaje sięj edynie cieniem tego, co autor pokazał w pierwszym tomie. Często miałam wrażenie, że akcja rozwija się zbyt powoli, a postacie, które wcześniej były tak dobrze nakreślone i pełne życia, w tej odsłonie są jedynie płaskimi sylwetkami, pozbawionymi głębi i wyrazistości.
Również sposób, w jaki Omer buduje napięcie, tym razem zawodzi. Zamiast z każdą stroną czuć rosnące napięcie i zbliżającą się kulminację, często byłam znużona rozwlekłymi opisami i niepotrzebnymi dygresjami. Wszystko to sprawiło, że zamiast wciągającej lektury, której nie można odłożyć, "Zabójcza sieć" stała się dla mnie bardziej obowiązkiem niż przyjemnością.
Mimo że finał miał w zamierzeniu zaskoczyć, a może nawet zaszokować, pozostawił mnie bardzie obojętną niż zaskoczoną. Rozwiązanie zagadki kryminalnej, które wydawało się kluczowe dla całej fabuły, niestety nie dorównało napięciu, jakie można było odczuwać na początku powieści. Zamiast satysfakcji, odczułam jedynie rozczarowanie, jakby cały misternie budowany świat detektywistyczny runął pod ciężarem własnych niedociągnięć.
Podsumowując, "Zabójcza sieć" niestety nie dorównuje pierwszemu tomowi serii, pozostawiając uczucie zmarnowanego potencjału. Mimo mojej sympatii do Mike'a Omera i jego twórczości, tym razem nie udało mu się przekonać mnie do swojej wizji. Mam nadzieję, że kolejny tom przywróci blask tej serii i pokaże, że Omer wciąż potrafi dostarczyć czytelnikom to, czego od niego oczekują – pełnokrwistą i fascynującą historię kryminalną.