"Kruk, zwany także black bird: istota, której egzorcyści zawdzięczają swoją nazwę"
Leaf po tym jak odkryła, że chłopak ją zdradza a raczej, że to ona jest tą drugą popada w rozpacz. Jej dni ograniczają się do pracy, płakania w domu i jedzenia lodów. Wszystko się zmienia w pewien wieczór, kiedy nakłoniona przez przyjaciółki udaje się z nimi do klubu. Tam spotyka pewnego chłopaka, z którym decyduje się spędzić noc co jest wyjątkowe jak dla niej. Niestety, wieczór nie kończy się dobrze. Ciężko uznać to, że ktoś ci wbija nóż w serce za dobre zakończenie wieczoru, prawda?
Po odzyskaniu przytomności odkrywa, że znajduje się w jakiś lochach. Jakby tego nie było mało, to zaczynają się tortury. Okazuje się, że została wzięta za demona, którego wiele osób chce się pozbyć. Dziewczyna nie wie nawet o co chodzi, co się stało, dlaczego tu się znajduje i kto ją porwał. Jest przekonana, że to sekta i w nic nie wierzy.
"- Czyli jesteś guru tej sekty? - zapytałam. Zamrugał, zbity z tropu.
- Jakiej sekty?
- No, waszej..."
Leaf po czasie uświadamia sobie, że faktycznie nie jest sama. Tylko ktoś siedzi w jej głowie i nie chce, aby za wszelką cenę zdradziła, że on tam jest i z nią rozmawia. Okazuje się, że jest to demon i to ten, który wbił jej nóż w serce, a któremu nie udało się jej całkowicie pozbyć. Przedstawia się jako Lore. Mimo, że nieładnie postępował i że w praktyce zabił bohaterkę to go bardzo polubiłam 😅 Zwłaszcza jego teksty powodowały, że bardzo przyjemnie się książkę czytało.
"– Stój! – wrzasnął jeden z nich, celując moją pierś.
- pytanie za sto punktów: czy kiedykolwiek w historii ludzkości ktokolwiek się zatrzymał, słysząc to wezwanie? – zastanowiłem się na głos i biegłem dalej"
Dokładnie! 😅 Taak, zawsze mnie takie teksty irytowały w filmach czy serialach, jakby osoba na te słowa miała magicznie się zatrzymać.
Leaf uświadamia sobie, że to co wszystko się teraz dzieje jest prawdziwe. Nie jest to jej wyobraźnia i że różnego rodzaju demony, wampiry czy duchy faktycznie istnieją w otoczeniu ludzi. Potrafią się tylko odpowiednie maskować.
"- Czy demony i inne takie istnieją naprawdę? – Gdy kończyłam zdanie, głos załamał mi się odrobinę.
- Wolałabyś, żebym powiedział, że masz wielkiego guza mózgu, który sprawia, że masz halucynacje?"
Z racji, że dziewczyna jest w stanie w miarę zapanować nad demonem to Akademia widzi w tym szansę, aby ją wykorzystać. Daje jej możliwość wyboru, chociaż ciężko mówić o jakimkolwiek wyborze, kiedy w praktyce z każdej strony czeka śmierć, prawda? Albo wyrazi zgodę i wkroczy w szeregi egzorcystów, ucząc się jak nim być, przy czym nie ma gwarancji, że jej się to kiedykolwiek uda i i tak może skończyć jako trup. Albo w przypadku braku zgody zostanie uznana za bezużyteczną, a tym samym się jej po prostu pozbędą. Bohaterka nie ma wyjścia, prawda? Chcąc czy nie chcąc wyraża zgodę.
" (...) - Nie. nie podejmiemy ryzyka póki nie będzie miała na sobie pieczęci.
- Nie możecie mnie naznaczyć jak krowy.
- Możemy i zrobimy to. Niech to będzie dowód, że to naprawdę poważna sprawa"
I jak bardzo polubiłam zarówno Lore jak i Leaf - ich dialogi były bardzo śmieszne - to postać Falco tak średnio przypadła mi do gustu. Był taki mało wyrazisty, tak średnio go polubiłam. Nie wie co chce, co myśli i te postępowanie w stosunku do Leaf było takie niejednoznaczne. Do tego jego forma nauki Leaf pozostawia wiele do życzenia. Jest dosyć ponury, nie ma poczucia humoru, no i nie jest do końca tak idealny jak się wydaje.
Podobała mi się bardzo ta determinacja Leaf. Jest silna i faktycznie była w stanie zapanować nad Lore i nie pozwolić mu na to, aby krzywdził niewinnych, a czasami była w stanie dać mu robić to co on chce, jeśli mogło to ich uratować. Tym bardziej, że często zdarzały się sytuacje kiedy ktoś chciał się ich pozbyć. Na szczęście żadna nie zakończyła się sukcesem. Nie da się ukryć, że nikt w Akademii nie cieszy się z jej obecności. Jednak mimo ogólnej niechęci Leaf udaje się zdobyć dwóch przyjaciół, których swoją drogą bardzo polubiłam, a którzy również bardzo dużo pomogą bohaterce.
Obecność demona w jej ciele, w życiu powoduje, że dosyć się zmienia. Obie strony się zmieniają. Zarówno demon, jak i ona. Przy czym nie wszystkie zmiany Leaf są przez nią akceptowane. Obawia się, boi się tego co się z nią dzieje. Czuje, że się zmienia i się to jej nie podoba. Ma wrażenie, że coraz mniej nad sobą panuje.
"To jest absolutne piekło. Egzorcyści mieli rację. Jestem potworem - wyszeptałam, kołysząc się miarowo.
- Nadal jesteś potworem tylko w połowie, kochanie. Zostało w tobie wystarczająco dużo człowieczeństwa"
"Black bird academy. Zabij mrok" to moja pierwsza książka z gatunku dark akademia i powiem szczerze, że nie wiem co mam myśleć o tym motywie, bo jakoś nie wyróżniał mi się tu niczym specjalnym.
Mimo tego, że jest to książka, która dosyć mi się podobała to jednak miałam tak jakby cztery etapy w jej czytaniu. Początki były takie dosyć średnie, akcja zaczęła się dopiero rozkręcać po tym jak Leaf skończyła z nożem w sercu i wtedy naprawdę zaczęło być wciągająco. Podczas pobytu w Akademii akcja jak dla mnie dosyć zwolniła i dopiero znowu się rozkręciła jak pojawiły się pewne okoliczności, które zmusiły Leaf do opuszczenia murów Akademii. Wtedy to naprawdę nie mogłam się od książki oderwać, zaczęło się dużo dziać. Pojawiło się dużo akcji i niebezpieczeństwa. I trupy, dużo trupów.
Bardzo fajne było to, że w praktyce każdy rozdział zaczynał się od takiego krótkiego wyjaśnienia kim czy czym jest dana istota. Było to bardzo pomocne i pozwalało się nie zgubić.
Co więcej, książka była trochę dla mnie zaskakująca, ponieważ liczyłam na wątek miłosny pomiędzy demonem a bohaterką, no a jak wiadomo to go nie było. Chodź sam wątek miłosny nie pełni tutaj głównej roli.
Zakończenie? Halo! Potrzebuję drugiego tomu.
"Black bird academy. Zabij mrok" jest to bardzo przyjemna książka. Jest czasami krwawo, brutalnie, pojawia się wiele trupów. Nie brakuje zabawnych dialogów czy przekomarzanek. I jestem naprawdę bardzo ciekawa kontynuacji.
Polecam, miłego!