Zabij Mrok. Black Bird Academy. recenzja

To była książce, której się zarazem obawiałam i nie mogłam doczekać.


Jeśli znasz Black Bird Academy, to albo jesteś niezwykły i jesteś jej częścią, albo za nic w świecie nie chcesz mieć do czynienia z jej członkami. W Black Bird Academy kształci się egzorcystów, których głównym zadaniem jest ściganie i unicestwianie istot z mroku.
Kiedy Leaf Young odzyskuje przytomność w lochach Akademii, nie wie, co się stało. Ostatnie co pamięta, to wspólne wyjście z klubu z jakimś facetem, z teraz długowłosy typ o imieniu Falco oznajmia jej, że została zabita przez demona, który zawładnął jej ciałem.
Falco jest jednym z najlepszych i najbliższej bezwzględnych tropicieli demonów, dlatego jest zaintrygowany Leaf, która prawdopodobnie jako jedyna zachowała kontrolę na własnym umysłem i ciałem po opętaniu. Akademia wie, że może to przechylić szalę na ich stronę w walce z demonami, dlatego proponują jej układ: odzyska wolność, jeśli przejdzie szkolenie na egzorcystę.
Dziewczyna się zgadza, ale demon, który w niej siedzi, potrafi mocno namieszać jej w głowie.



Gdy tylko dowiedziałam się o tej książce, chciałam ją przeczytać, a pierwszą myślą, jaka pojawiła mi się w głowie, było stwierdzenie, że to będzie połączenie Supernatural z Shadowhunters. Jednak kiedy już po nią sięgnęłam, pojawiła się obawa, że mi się nie spodoba, bo zapewne wiele rzeczy będzie się różniło (a wręcz będzie na odwrót) od Supernatural, a to mój ulubiony serial. Tak było, ale w ogóle nie było rozczarowania, a ja całkiem dobrze bawiłam się przy tej książce.
Z jednej strony mamy egzorcystów, z drugiej demony i każda ze stron ma swoje plany co do dziewczyny i demona, który w niej siedzi. Świat i całe Black Bird Academy ciekawie został pokazany.

Narracja jest prowadzona z trzech perspektyw: Leaf, Falco oraz Lore, czyli demona.
Relacja Leaf i Falco to typowe enemies to lovers, choć nie do końca zostałam tym kupiona. Czegoś mi brakowało, a z Falco nie mogłam się polubić już od samego początku. Nie ujmując mu tego, że jest świetny w swoim fachu i poświęca swojej pracy. Nazwałabym go grumpy i jak lubię, kiedy on jest takim gburem bez humoru, tak tutaj synonimem jego postaci był kompletny brak charyzmy.
Leaf nie miała łatwo w życiu, była zwykłą kelnerką i niedawno chłopak złamał jej serce. Na początku trochę irytowała, ale jej życie dosłownie obróciło się o 180°, więc musiała się odnaleźć w nowej rzeczywistości, jednak z każdą kolejną stroną było już lepiej.
I na koniec Lore. Mimo że w tej historii jest raczej czarnym charakterem, to polubiłam go już od pierwszego spotkania. Jest bezczelny i zuchwały, odzywa się nawet wtedy, gdy nie powinien, ale swoim sarkazmem potrafi rozładować nawet bardzo napiętą sytuację.

Jeśli lubicie Nocnych Łowców, klimat Akademii Wampirów i uwielbiacie Supernatural, to ta książka jest dla was.