Są książki, które sprawiają, że praktycznie bez udziału świadomości, powraca nastrój waszej pierwszej sesji RPG. Dreszczyk emocji, podczas pierwszego rzutu kostką, duma z pierwszego bohatera, pierwszy raz, kiedy zdecydowaliście się stworzyć zabijakę o pięściach jak bochny chleba, albo elfickiego maga, który macie nadzieję, szybko wejdzie na szczyt magicznych możliwości i skosi zaklęciem stu wrogów na raz.
Właśnie tak czułam się po przeczytaniu pierwszego rozdziału "Goratha". Niczym nieskrępowaną radość z bycia w środku przygody, której przebieg może nie zależy od nas, jak w rasowym RPG, ale sprawia taką samą przyjemność.
Mamy tu wszystko, co czyni fantasy najbardziej magicznym gatunkiem - niezwykle plastycznie napisane walki, ciekawe, rozbudowane postacie, rasy typowe dla klasycznej odmiany fantastyki (krasnoludy, orkowie i elfy, przez obecność których łza zakręciła mi się w oku), politykę (ale zdecydowanie jej mniej nużącą odmianę, polegającą na energicznym knuciu przeciwko sobie) i... silne kobiety, które skradły moje serce niczym zawodowy rzezimieszek.
Silne i bezwzględne postacie żeńskie to wielki plus "Goratha". Nie mają traum przeszłości, nie tworzą wokół siebie niedostępnej aury mrocznych emocji, w większości przypadków nie są przykładem "od zera do bohatera" - bardzo częsty motyw w książkach fantasy. Te babki są twarde jak skała, przeżują, wyplują (a także pomęczą w brutalny i bolesny sposób). Mamy tutaj zresztą pełne spektrum bitnych i potężnych kobiet - od władczyń, przez okrutne i sadystyczne zabójczynie, po pewne siebie i zadziorne ex-złodziejki.
Książka jest wypełniona walkami, które opisane w barwny sposób, pozwalają czytelnikowi łatwo śledzić pokaz umiejętności Goratha. Gorath zaś to niezwykle intrygująca postać. Nie wiemy o nim tak naprawdę zbyt wiele (mam nadzieję, że autor uchyli rąbka tajemnicy w kolejnym tomie), jednak posiada ciekawą, skrytą osobowość, a także niezwykłe jak na zabijakę podejście do przemocy i zabijania. Dodam, że sposób, w jaki widzimy Goratha oczami innych postaci, potrafi przyprawić o pozytywne ciarki.
O świecie wiemy jednocześnie dużo i mało. Mamy dokładny wgląd w miejsca, w których dzieje się akcja, mamy szansę poznać rasy, tawerny, a także przejść się ulicami miast, które zostały ukazane w bardzo sugestywny sposób. Jednak całość świata odrobinę rozmywa się, malejąc do miejsca akcji. Z chęcią dowiedziałabym się więcej o obyczajach i innych krainach. I jestem prawie pewna, że autor nie zawiedzie pisząc kolejne części i pokaże - wraz z przeszłością Goratha - trochę więcej. Szczególnie ciekawi mnie tajemnicza zamorska kraina, o której już wiemy, że handluje przyprawami i tkaninami, a także, że ściśle pilnuje dostępu do swoich statków.
I teraz najważniejsze. Książka jest uwarzona niczym magiczny eliksir. Przez akcję się płynie, niczym przez wezbraną rzekę, która miota nami, nie dając szansy na wytchnienie. Nie uwierzyłabym, że jest to debiut, gdybym nie wiedziała wcześniej. Styl Janusza Stankiewicza jest niewiarygodnie barwny, lekki i jest w nim ten tajemny pierwiastek, który sprawia, że powieść zaczyna się jednego dnia, a następnego kończy.
I tak jak mówi bardzo trafny opis na okładce: "Wystarczy, że dasz tej książce szansę, a już po pierwszych stronach przypomnisz sobie, za co tak naprawdę kochasz fantastykę". "Uderz pierwszy. Gorath" to potrawa o wielu smakowitych składnikach, wśród których wiodą prym wyobraźnia autora, krwista i mięsista fabuła, ale także chęć czytelnika, by podjąć przygodę.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.