Kiedy szmaciana lalka ściska ci gardło pluszowymi łapkami, duszny kieszonkowiec próbuje wywołać skandal międzynarodowy, nawiedzony traktor obrzuca cię ektoplazmą, a demony teleportują twoje oszczędności na konta bankowe czarnoksiężników, po kogo zadzwonisz? Warrenów! Co prawda to zajęci ludzie, a zły duch lubi robić zamieszanie na linii, ale może akurat ich złapiesz – może nawet przerywając ich wywiad-rzekę, w którym opisują swoje najsłynniejsze przygody.
Zacznijmy od tego, że „Demonologów” czyta się dobrze. Brittle – kiedy nie szaleje z r o z s z c z e p i a n i e m liter d l a groźnego e f e k t u – wciągająco opisuje straszne przygody naszych nieustraszonych bohaterów, starając się o przetoczenie interesujących detali bez zaciemniania całości. Ba, jest tak dobry w tym reportażowym tonie, że… nieraz można złapać się na zapominaniu o tym, że autor jedynie zapisuje to, co mówią Warrenowie. A jak Ed mówi, że ośmiuset kilogramowa lodówka się uniosła, to uniosła, a jak Lorraine twierdzi, że bez pudła lokalizowała fluidy prezydenta, to lokalizowała, na co drążyć temat. No i Brittle nie drąży, nie podaje źródeł, siedzi na werandzie łowców duchów i nigdy nie zadaje sobie trudu, by skontaktować się z opętanymi rodzinami, egzorcystami, sprawdzić dokumenty spoza kolekcji rozmówcy, pozostaje tylko zapisywać anegdoty i zręcznie wplatać komplementy pod adresem naszych skromnych, heroicznych, utalentowanych, gotowych nieść pomoc zawsze i wszędzie cichych bohaterów wykonujących jeden z najtrudniejszych zawodów świata. Wszystkie komentarze osób trzecich Brittle ma od Warrena. I siłą rzeczy musiał mieć, o czym zaraz.
Ustalmy coś sobie: jestem skrajnym sceptykiem ze szczególnym uczuleniem na egzorcyzmowy biznes, takim w stylu profesorka robiącego złośliwe uwagi w trakcie seansu, który ginie w pierwszej połowie filmu. Mogę długo o tym, jak filozofia Warrenów odbiega od oficjalnej linii Watykanu (mimo noty od wydawnictwa wciąż dziwi, że Espirit zdecydował się na publikację) i jeszcze dłużej o tym, jak w sprawie Amityville przyznano się do spisku przy winie, sprawa poltergeista w Enfield okazała się mistyfikacją, a po śmierci Eda sporo rodzin przyznało się do tego, że nieźle im zapłacono za ich role aktorskie. Nie, nie w filmach, które nakręcono na podstawie przygód naszych pogromców duchów (po wykupieniu za puchatą kwotę prawa do ekranizacji, ofc). Dobrze, że tych Strasznie Niebezpiecznych Artefaktów nie można niszczyć bo negatywna energia zwrotna coś tam coś tam, dzięki czemu można otworzyć muzeum i pozwolić ludziom kręcić się za pieniądze wśród okultystycznych przedmiotów czyhających tylko na jakąś nośną duszyczkę. Zainteresowani? Jeszcze zdążycie kupić wejściówkę na specjalną, okołohalloweenową noc z Annabelle organizowaną w Muzeum Warrenów. Za tę przyjemność musicie zapłacić jedynie 169 dolarów od osoby i dorzucić oświadczenie, że jesteście świadomi niszczycielskiego wpływu zgromadzonych przedmiotów okultystycznych i nie pozwiecie nikogo z obsługi w razie doznania traum. Obiad wliczony w cenę.
Ale wolę opowiedzieć o czymś innym, o czymś, co oszczędziło mi sporego dylematu w kwestii ocenienia tej książki. Danie jej niskiej oceny tylko dlatego, że nie wierzę w duchy byłoby niezbyt profesjonalne – trzeba byłoby wybalansować między moim sceptyzmem, wiarą twórców książki, wiarygodnością ich przekazu, zastanowić się nad odbiorem przez osoby wrażliwsze na świat duchowy, wliczyć w to styl książki i ocenić, na ile próbuje udawać reportaż… Ale tego starannego układania odważników na szalkach oszczędził mi szczęśliwie sam Brittle. Otóż autor „Demonologów” w 2017 był uprzejmy pozwać Warner Bros za nakręcenie „Obecności” bez podzielenia się z nim kawałkiem tortu. Studio argumentowało, że film przecież nie jest oparty na książce, tylko prawdziwych wydarzeniach, a na te nikt nie ma monopolu. Argument Brittle’a, pana „sama prawda, musimy uświadamiać ludzi, Warrenowie tacy odważni, my tacy nieświadomi niszczycielskich diabelskich mocy”? Ano oświadczenie, że małżeństwo od lat kłamało, zapłaciło mu za napisanie książki i film nie może być kręcony na faktach, bo duchy nie istnieją, proszę mnie zapłacić 900 milionów dolarów za ekranizację mojej książki.
Czytanie literatury faktu opiera się na wierze. Jasne, że trzeba przy lekturze wykonać pracę intelektualną, być czujnym, riserczować i generalnie łączyć fakty, ale to wszystko sprowadza się do zaufania. Nie przedzwonię do przepytywanego w Tokio dziadka, nie sprawdzę każdej książki w bibliografii, nie zaapeluję do ujawnienia tożsamości wtyki, nie podrzucę pluskwy. Muszę po prostu wierzyć, że autor pisze prawdę – może nieświadomie ją zaciemnia, może daje się zmylić swoim przekonaniom, może zbytnio upraszcza, ale końcem końców pisze o tym co widział, co słyszał, czego doświadczył. Każdy przypadek reportażysty-bajkopisarza trzęsie tym zaufaniem, które trudno jest odbudować. Tak więc wal się, Brittle, ty dwulicowy, chciwy oszuście, że też ci ręki nie poparzyło po przyłożeniu jej do nakręcania tej spirali strachu i rozwijania u ludzi duchowej nerwicy natręctw, w najlepszym przypadku odbierając im frajdę ze słuchania rocka, trzymania egzotycznych pamiątek czy palenia kolorowych świeczek, w najgorszym – odciągania ich od szukania pomocy u lekarzy zamiast u egzorcystów.
Książkę polecam – pod warunkiem, że nie potraktujecie tego na poważnie. To wciąż jednak ważny kawałek amerykańskiej popkultury przełomu lat 70 i 80 opisującej zaplecze horrorów, które znacie z kin.
(^ Brittle grający na lękach czytelników, niekoloryzowane)
[Recenzja została po raz pierwszy (08.10.2019) opublikowana na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]
Uważasz, że duchy są zwykle odpowiedzialne za nawiedzenia starych i opuszczonych domów? Nic nie wiesz o świecie duchów. Myślisz, że laleczki są słodkie i niewinne? Historia opętanej lalki Annabelle zm...
Uważasz, że duchy są zwykle odpowiedzialne za nawiedzenia starych i opuszczonych domów? Nic nie wiesz o świecie duchów. Myślisz, że laleczki są słodkie i niewinne? Historia opętanej lalki Annabelle zm...
Dziwne stukanie w ścianę, trzaskanie okien i drzwi, które same z siebie się zamykają? Kto nie zna słynnego małżeństwa Warrenów? Albo nie słyszał o Annabelle? Raczej każdemu coś w tym temacie obiło si...
Horror jest jednym z moich ulubionych gatunków filmowych. A szczególnie lubię te horrory oparte na pracy Eda i Lorraine Warren.I w tym roku przed Halloween zamiast oglądać wersję filmowe, tak jak rob...
OP
@opowiescizregalu0605
Pozostałe recenzje @KazikLec
Chryzantema, cytra, topór
To, że klan Inugami to banda serdecznie nienawidzących się nawzajem palantów, nie jest żadną nowością. Równie dobrze znanym w okolicy faktem jest ich źle skrywane wyczek...
1937, prowincja, cała okolica żyje ślubem lokalnego panicza i nauczycielki. I będzie jeszcze bardziej żyła morderstwem, które wydarzy się w noc po ceremonii, gdy rodzinę...