W sagach rodzinnych zaczytuję się z przyjemnością od lat. Lubię zagłębiać się w losy pokoleń związanych z więzami krwi, lubię odkrywanie rodzinnych tajemnic i sekretów. Nie wiem doprawdy jak to się stało, że do tej pory nie miałam przyjemności lektury żadnej książki Pani Andrews. Tak jakoś się złożyło, że nie czytałam "Kwiatów na poddaszu" i innych książek o rodzie Dollangangerów, więc od razu zastrzegam, że nie będę porównywać twórczości tejże autorki do siebie. Ja po prostu tak "na świeżo" włączyłam czytnik i zaczęłam czytać powieść, która zawładnęła mną błyskawicznie. Wystarczyło kilka stron, bym się totalnie zaczytała.
Za sprawą pióra moim zdaniem niezłej pisarki przeniosłam się do pewnego domu położonego na Wzgórzach Strachu, gdzie zamieszkiwała pewna trzypokoleniowa, biedna rodzina. Casteelowie byli bardzo ubodzy, z trudem przeżywali kolejne dni. Nie mieli przytulnego domu i tylko dzięki zaradności kobiet nie groził im głód. Ich codzienna egzystencja była ciężką walką o przetrwanie. Pewnie sytuacja rodziny byłaby lepsza, gdyby ojciec pierwszoplanowej bohaterki Heaven Leigh był bardziej pracowity i odpowiedzialny, ale nicpoń z niego i ladaco. Na całe dnie znikał z domu prowadząc hulaszczy tryb życia. Zajmując się nielegalnym handlem bimbrem, a profity z niego lądowały w kieszeni pań lekkich obyczajów z domu publicznego w Winnerow. Luke nie dbał o żonę, która z dnia na dzień miała coraz bardziej dość ciężkiego życia. Heaven jest najstarsza z rodzeństwa. Urodę odziedziczyła po zmarłej matce, pierwszej żonie Luca. Mądra, bystra i pracowita. Od dziecka ciężko pracowała pomagając w pracach domowych i opiekując się młodszym rodzeństwem, które bardzo kochała. Mimo smutnego losu dziewczyna wierzyła, że nadejdzie czas radości i dostatku. Szansę na lepsze jutro dla siebie i rodzeństwa upatrywała w edukacji i emigracji w bardziej przyjazne miejsce do życia. Jednak zamiast lepszego nastało gorsze. W jednym dniu miały miejsce dwa pogrzeby babci i dziecka powitego przez macochę Heaven. Te smutne zdarzenia były początkiem trudnych dni. Na barki nastolatki spadła lawina trosk i kłopotów.........
Książka Andrews to porywające babskie czytadło. Jak się już zacznie czytać, to trudno się oderwać. Przestaje liczyć się wszystko inne poza odpowiedzią na pytanie "i co dalej?". Losy ubogiej wiejskiej dziewczyny niezwykle wzruszają i budzą pokłady współczucia. Bogu ducha winna nastolatka nagle musiła udźwignąć potężny ciężar. I nikt z dorosłych nie palił się jej do pomocy. Były dni, gdy pewnie wszystko ją powalało i przerastało, ale nie miała wyjścia i musiała zagryzać zęby. Nie potrafię sobie wyobrazić, by lekturę tę przeczytać bez większych emocji, bez łez. Nie można chyba przejść obojętnie wobec dziecięcego cierpienia, porzucenia przez nieodpowiedzialnych rodziców, potwornej biedy, głodu i braku poczucia bezpieczeństwa. Trudno ubrać w słowa tę całą masę emocji jaka mną targała podczas czytania. Były one tak silne, że chwilami musiałam odłożyć czytnik by ochłonąć. Klimat tej powieści (sama nie wiem czemu) chwilami przypominał mi norweskie sagi. Wiało też grozą, grobowym nastrojem i brakiem jakiegokolwiek płomyczka nadziei. Nie jest to proza wybitna, nie jest to jakieś literackie arcydzieło, ale z pewnością jest to książka w stylu jaki kocha wiele czytelników. Ktoś powie, że czysta komercja. Powieść napisana pod gust kobiet w każdym wieku, które lubią się wzruszyć, popłakać i użalać. Być może, ale to naprawdę chwytająca za serca książka, która bez reszty potrafi zawładnąć umysłem czytelnika. I cóż nie pozostaje nic innego jak wypatrywać kolejnych tomów tej historii..................