Jak do tej pory to dopiero trzecia książka Marka Harnego, którą przeczytałam. Dwie pierwsze przekonały mnie do jego twórczości nie tylko tematyką jaką poruszały, ale również stylem jakim zostały napisane. Marek Harny ujął mnie również tym, że chociaż urodził się na Śląsku to akcja w jego książkach bywa, oczywiście nie wiem jak w innych powieściach, ale w tych, które przeczytałam, osadzona w moim regionie, czyli w Małopolsce, w miastach, które znam i lubię. Pisarza najwyraźniej pociągają tereny i historia z nimi związana, a które poznał, gdyż dorastał w Nowym Sączu, rodzinnym mieście matki . Toteż ucieszyłam się, gdy dzięki portalowi
granice.pl, który objął patronatem "Dziecko września" mogłam i tę powieść przeczytać.
Decydując się na napisanie opinii o tej powieści Marka Harnego nie miałam pojęcia, że jej akcja zaczyna się w Tarnowie, rodzinnym mieście mojej mamy, w którym i ja wiele lat spędziłam, i że początek książki przypomni mi pewien wycinek z życia mojej mamy i jej rodziny.
Wrzesień 1939 roku. Moja mama ma prawie 9 lat. Dziadek, ojciec mamy, jest strażnikiem w tarnowskim więzieniu. Gdy w mieście narasta strach, w związku ze zbliżającymi się oddziałami niemieckimi, zapada decyzja o ewakuacji na wschód. Ich tułaczka podobnie jak i Teresy Borowej, bohaterki "Dziecka września", i jej rodziców zakończyła się szczęśliwie, gdyż wszyscy z niej powrócili do Tarnowa, mimo iż Sowieci ich rozdzielili, segregując ze względu na płeć. I mieszkali tu do czasu, gdy dziadek został, za udzielaną pomoc więźniom, osadzony w wiśnickim więzieniu. W tym czasie byli świadkami pierwszego transportu do Oświęcimia, o którym jest w książce, gdyż tym transportem zostaje wywieziony ojciec Teresy.
Pod koniec sierpnia narzeczony Teresy, Andrzej Borowy, obserwując sytuację polityczną i zbliżające się zagrożenie ze strony hitlerowskich Niemiec postanawia przyspieszyć ślub. Ślub jest szybki a do nocy poślubnej dochodzi dopiero, gdy zdeterminowana Teresa za namową swej nowej znajomej, Ireny Drewicz, pojawia się w Krakowie w batalionie męża. Jest to ich pierwsza i ostatnia wspólna noc, z 31 sierpnia na 1 września i już po północy zostaje poczęty ich syn, Adaś. Teresa wraca do Tarnowa a Andrzej wyrusza z batalionem na Śląsk, skąd przychodzi wiadomość, iż zginął w bitwie pod Ćwiklicami koło Pszczyny.
Marek Harny w swej nowej książce zastosował interesujący i niespotykany zabieg narratorski. To właśnie Adam, "Dziecko września" jest tu bowiem narratorem; raz pierwszosobowym jakby zapowiadającym to o czym będzie opowiadał już jako narrator wszystkowiedzący. Jako narrator pierwszosobowy wspomina i ocenia zachowania rodziców a później już tylko matki a jako wszystkowiedzący opowiada o tym jak potoczyły się losy Teresy od momentu powrotu do Tarnowa, poprzez ucieczkę do Lwowa, powrót do Tarnowa, wyprowadzenie się do Krakowa i zamieszkanie z ciotką Karoliną, trudne życie okupacyjne w Krakowie, gdzie podejmuje pracę a co w efekcie kończy się dla niej więzieniem i pobytem w obozie pracy w Płaszowie aż po pobyt wśród partyzantów na Podhalu, gdzie poznaje Anglika, z którym nieudana próba połączenia się poprzez ucieczkę z dzieckiem na zachód powoduje, że trafia tym razem do polskiego obozu pracy w Świętochłowicach, z którego wychodzi dzięki interwencji znajomego z przed wojny, Stanisława Koszyckiego, z którym połączy swój los, pozostając na Śląsku. To wszystko składa się na bogate w trudne przeżycia i wybory Teresy w czasie okupacji, ale i po wojnie, Teresy głównie jako matki, która jedynie chce przetrwać zły czas i ochronić swojego syna. Jej wszystkie decyzje życiowe, jej determinacja w tym względzie nawet w kontaktach z mężczyznami całkowicie są podporządkowane dobru Adasia, który jak to bywa, gdy dorośnie wybierze swoją własną drogę.
"Dziecko września" to moim skromnym zdaniem bardzo dobra książka z wojną w tle. W interesujący sposób pisarz prowadzi swoją główną bohaterkę przez czas okupacji niemieckiej w Generalnej Guberni i poprzez jej kontakty z innymi ukazuje jak wyglądało codzienne, zwyczajne życie Polaków pod presją strachu przed okupantem i kolaborantami. Teresa, która sama nie chce się angażować w walce z Niemcami i skupia się na przetrwaniu, a to już jest ogromnie trudne zadanie dla kobiety samotnie wychowującej dziecko, mimo woli jednak ociera się o to z czym nie chce mieć do czynienia i płaci za to dużą cenę, gdyż doświadczy nie tylko uwięzienia i upokorzenia, a także fizycznego wycieńczenia, ale również strachu o własne życie i los syna. Ostatecznie przetrwa wszystko, by znów doświadczyć obozowego koszmaru, jednak tym razem w swej wyzwolonej ojczyźnie.
Koniec książki zaskakuje pozytywnie, ale finał wydaje się być zbyt pospieszny w stosunku do całej historii wojennej i powojennej głównej bohaterki.
.
"Dziecko września" jest nie tylko zajmującą i wciągającą lekturą, którą się czyta z dużym zainteresowaniem. Dodatkowym jej walorem jest to, że mimo iż nie jest powieścią historyczną dostarcza bardzo ciekawej wiedzy z zakresu historii naszego kraju ukazując te jej fragmenty, o których nie mówiono a więc i nie uczono w szkole a większość z nas miało kontakt z historią w niej właśnie. Książka Marka Harnego sprawia, że chce się dowiedzieć więcej. Tak było w moim przypadku jeżeli chodzi o bitwę pszczyńską jaka odbyła się w dniach 1-2 września przy udziale żołnierzy z Armii "Kraków" i przyczynę totalnej klęski jaką poniosły tam wojska polskie.
Polecam tę książkę Marka Harnego. Warto po nią sięgnąć. Ja się nie zawiodłam.