Przyłażą nieproszone, wyjadają co lepsze kąski z lodówki, rozwalają się na kanapie łapami do góry albo – co gorsza – zdradzają zakończenia właśnie czytanych przez nas książek.''
I o ile pierwsza część cytatu jest prawdziwa (tygrysy równają się kłopotom), to na szczęście żaden pasiasty zwierz nie zdradzi nam zakończenia ,,Zaklinacza tygrysów''. Możecie więc czytać go bez obaw!
Roch Urbaniak jest człowiekiem wielu talentów – teraz możemy do nich dopisać jeszcze umiejętność tworzenia naprawdę pięknych, baśniowych historii, które będą odpowiednie zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Co więcej, historia Ariego i tygrysa porusza tyle ważnych tematów, że omówienie jej z dzieckiem będzie przygodą samą w sobie. Ale do rzeczy.
Ari, wędrowny mistrz fletu, trafia w końcu do Najdalszej Zatoki – do pięknego i niesamowitego miejsca na końcu świata, do krainy w której morze łączy się z niebem, do miejsca w którym każdej nocy gwiazdy zlatują z nieboskłonu.
Tej nocy jednak, gdy tylko Ari zaczyna grać, w mieście pojawia się dodatkowy, zaskakujący i prawdziwie nieproszony gość. Tygrys.
Potężny tygrys.
Potężny, zły tygrys z wyszczerzonymi kłami i zjeżonym futrem.
Tygrys, który najwyraźniej chce Ariego pożreć.
Tak właśnie zaczyna się ich niezwykła przyjaźń.
Ari wraz z tygrysem przemierzą kawał świata w poszukiwaniu Krainy Tygrysów gdzie – jak podejrzewają – mogą poznać odpowiedź na pytanie o przeszłość pasiastego kota. Bo tygrys, jak się okazuje, zupełnie nic nie pamięta.
Może poza tym, że lubi gonić ptaki. Ale który kot tego nie lubi?
W trakcie swojej wędrówki spotkają filozofów, mechaniczne statki, Wędrującą Wyspę i zapuszczą się nawet na Rdzomorze. Ale czy uda im się dowiedzieć kim tak naprawdę jest tygrys? I czy odnajdą Szamana od Liści?
Jak już wspomniałam na początku historia stworzona przez Rocha Urbaniaka porusza wiele naprawdę ważnych zagadnień – począwszy od tego, że początki znajomości bywają trudne, poprzez to, że bycie wyrozumiałym jest bardzo ważną cechą, skończywszy na tym ile może dać nam naprawdę rzetelna i dobra dyskusja na konkretny temat. Nawet, jeśli z początku nie wszyscy się ze sobą zgadzają.
To również opowieść o przyjaźni, o dobrych chęciach (tak, dokładnie o tych, którymi wybrukowane jest piekło), o potrzebie wolności i o odpowiedzialności. To też przedstawienie nierównych relacji człowieka z naturą – gdyby bowiem nie ludzka zachłanność i pycha wiele wydarzeń opisanych w książce zwyczajnie by się nie wydarzyło.
Jednak przede wszystkim to historia, której prawdziwym i cichym bohaterem jest Ari – ktoś, kto mógłby zostać sławnym artystą zatrzymującym się w luksusowych miejscach i ktoś, kto mógłby grać dla publiki w pięknych amfiteatrach, ale tego nie robi. Bo woli wędrować w zgodzie ze sobą, z naturą i z otoczeniem. Woli grać dla gwiazd, drzew i wiatru.
I jest szczęśliwy.
Pisząc jednak o ,,Zaklinaczu tygrysów'' nie można nie wspomnieć o samym wydaniu – i tak jak ostatnio marudziłam na różne wydawnictwa, tak teraz chcę zaznaczyć, że Dwukropek naprawdę się postarał. Do rąk dostajemy bogato ilustrowane wydanie w twardej oprawie, znajdziemy w nim trzy duże, zajmujące dwie strony, ilustracje w pełnym kolorze i aż dwadzieścia jeden kolorowych ilustracji zajmujących pojedyncze strony. Co samo w sobie nie wyczerpuje tematu, bo w książce pojawiają się również rysunki, które zajmują tylko część strony, a tych już nie liczyłam.
Co zaś tyczy się samych obrazów to są one fantastyczne! Nie tylko ze względu na ich kolory i kształty, albo na charakterystyczny dla Rocha Urbaniaka styl, ale przede wszystkim dlatego, że są one prawdziwym hołdem złożonym nieskrępowanej wyobraźni – chcecie gwiazdy tańczące na ulicach? Są. Chcecie podwodne miasta? Znajdziecie je. Zastanawiacie się, co by było gdyby humbaki pływały w powietrzu, a nie w wodzie? Teraz macie okazję się przekonać!
Fakt, że tak ilustrowana książka trafia do rąk dzieci – często (mam nadzieję) nieświadomie tłamszonych przez rodziców i nauczycieli, bo ,,wieloryb nie lata, a jeż nie może być tęczowy'' – sprawia, że czuję z tego powodu prawdziwą radość.
I wiecie co? Chciałabym, żeby tak pięknie ilustrowanych książek pojawiało się na naszym rynku więcej.
Polecam.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl