“Wiedziałam, że Alex spali świat, by mnie uratować. Ale to do Marcusa zadzwoniłabym, gdyby w środku nocy uciekł mi ostatni autobus”.
[ współpraca reklamowa: @wydawnictwoniezwykle ]
Kiedy sięgałam po „Z miodu i rtęci”, byłam pełna ekscytacji, ale też lekkich obaw, czy ta część dorówna pierwszej? Okazało się, że nie tylko dorównała, ale przebiła ją pod każdym względem.
Przyznam szczerze, jestem absolutnie oczarowana Marcusem. W tej części poznajemy go znacznie lepiej – jego przeszłość, motywacje, to, co kryje się za jego postacią. Jednak wiadomo, że nie wszystko zostaje przed nami odsłonięte. Marcus był od początku intrygujący, ale teraz stał się dla mnie postacią, z którą po prostu nie sposób się rozstać. Czy jestem team Marcus? Oj, zdecydowanie i mam cichą nadzieję, że autorka tego nie zmieni.
Ella również przeszła pewną przemianę. Czuć, że doświadczenia ją ukształtowały; wydaje się dojrzalsza, ale nadal pozostaje sobą. To subtelne balansowanie między zmianą a zachowaniem charakteru wyszło autorce znakomicie.
Jeśli zaś chodzi o Ducha, muszę przyznać, że jego postać nadal mnie nie przekonuje, ale to tylko dodaje historii emocji – nie każdą postać trzeba przecież lubić. Na początku, mimo wszystko, kibicowałam jemu i Elli. Może nie powinnam, ale wydawali mi się do siebie idealnie dopasowani. Teraz jednak ich relacja, w moich oczach, stoi pod ogromnym znakiem zapytania.
Największym atutem „Z miodu i rtęci” jest jednak struktura narracji. Retrospekcje wprowadzające w przeszłość Marcusa i Ducha dodają głębi i pozwalają lepiej zrozumieć ich skomplikowane relacje. Choć wcześniej miałam okazję czytać te fragmenty na Wattpadzie, ich wydanie w formie książkowej zrobiło na mnie znacznie większe wrażenie. Papier zdecydowanie wygrywa.
Akcja jest dynamiczna i świetnie rozplanowana – z każdą kolejną stroną napięcie rośnie, a jednocześnie autorka zostawia wystarczająco dużo przestrzeni, żebyśmy mogli w pełni zanurzyć się w świat bohaterów. Wątki z pierwszego tomu są rozwijane w przemyślany sposób, a nowe dodają świeżości i zaskakują.
Styl pisania Julii Kubickiej to kolejny ogromny plus. Autorka z wyczuciem łączy emocjonalne momenty z lekkim, niewymuszonym humorem. Jej pióro ma w sobie coś, co sprawia, że trudno oderwać się od lektury.
„Z miodu i rtęci” to książka, która wciąga od pierwszych stron, bawi, wzrusza i trzyma w napięciu do samego końca. Julia Kubicka kolejny raz udowodniła, że potrafi tworzyć historie, które zapadają w pamięć. Teraz pozostaje mi tylko czekać na trzeci tom – i mam nadzieję, że długo to nie potrwa.