Ostatnio rzadziej czytuję fantastykę, co niestety jest dla mnie trudne, gdyż jestem ogromną fanką tego gatunku. To na nim praktycznie nauczyłam się poznawać literaturę, którą uwielbiam niezmiernie. Współcześnie jednak brakuje dobrej, czystej fantastyki, jaka powstawała wcześniej. Zdominowany rynek przez wampiry, anioły i inne „stwory” przestał się podobać, zupełnie osłabł. Na szczęście pojawiają się również i te dobre tytuły. Przejawem dobrej literatury z pewnością będzie seria „Niecni dżentelmeni” autorstwa Scotta Lynch’a. Z pozoru wydaje się zwyczajna, jednak po przeczytaniu pierwszego tomu ma ochotę się na więcej. Zwariowane przygody Locke’a Lamory oraz Jean’a Tannen wprost wciągają i nie raz bawią do łez. I nie ma w tym ni krzty przesady.
Seria składa się z trzech tytułów: „Kłamstwa Locke’a Lamory”, „Na szkarłatnych morzach” oraz „Republika złodziei”. Mogłabym opisywać i recenzować każdy z osobna, jednak wniosek jest taki, że każdy tom jest niemal identyczny i mają identyczną wartość. Choć fabuła się zmienia, to odczucia po ich lekturze są wręcz takie same. Co więc najbardziej przemawia na ich korzyść? Z pewnością wartka akcja, mnóstwo nietuzinkowych przygód i mega humor, który przejawia się praktycznie na większości stron. Dzięki temu, że powieści zostały napisane z dystansem, czyta się je lekko i wręcz nie można oderwać się od lektury. Nie brakuje w nich również intryg, czyli to, co cenię sobie niezmiernie, ale również bogactwo osobowości, do których zaliczymy naszych głównych bohaterów.
Co można powiedzieć o dwóch postaciach Lamory i Tannena? Przede wszystkim ich umiejętność pakowania się w kłopoty i różnego rodzaju skandale nadaje charakteru nie tylko im samym, ale całej historii. Obaj są równie sympatyczni, nadają fabułom wielce komediowy wymiar, co wpływa na czytelnika bardzo mocno. Nie tylko chcemy bardziej poznawać naszych bohaterów, ale także pragniemy więcej ich przygód, na co nie ma narzekać w każdej z tych części. Scott Lynch postarał się o naprawdę wielce przygodowe książki fantasy, które przypadną do gustu każdemu, kto po nie sięgnie. A już zwłaszcza tym, którzy lubią ten gatunek tak mocno, jak ja.
Kolejną dobrą cechą tej serii jest niezmienna ilość dobrej akcji i stylu. W przypadku serii książkowych można mówić o raz lepszej raz gorszej części. Tutaj jednak sytuacja jest z gruntu stabilna. Nie ma co wyróżniać pojedynczych części, bowiem każda z nich jest bogata w dużą liczbę przygód bohaterów oraz ich humor. Co prawda kolejne z nich przynoszą odpowiedzi na dany temat, np. przeszłość Lamory itp., ale to są pojedyncze sytuacje, kiedy osobliwa część serii ma w sobie coś wyjątkowego. Świetnie się uzupełniają, a to chyba najważniejsze.
Dodajmy jeszcze, że umiejętność autora do kreowania fabuły jest bardzo wysoka. Nie stawia na banały, ale również nie komplikuje, co daje efekt bardzo ciekawy. Co więcej, potrafi dobrze operować słowem, co pozwala na wciągającą lekturę oraz momenty pełne emocji. Co prawda początki zdawały się trudne do przebrnięcia, trochę słabiej wyglądały, a co gorsze, pojawiło się to w każdej z trzech części, jednak na szczęście były to tylko pierwsze rozdziały. Dalsze historie rozwijały się w mega szybkim tempie, a czytało się szybko i z dużą satysfakcją.
Mówiąc krótko: seria ta z pewnością jest warta uwagi. W dobie książek fantastycznych, gdzie prym wiodą wciąż wampiry i inne wytwory autorskiej wyobraźni, brakuje lekkich i wciągających historii, które pozwolą na odetchnięcie od codzienności. Seria Scotta Lyncha ma to do siebie, że nie męczy i potrafi zaskoczyć. To z pewnością jednak z lepszych serii, jakie czytałam (prócz „Harrego Pottera czy też „Eragona”). Bardzo dobrze, że takie powieści wciąż powstają, bowiem jest jeszcze nadzieja dla fantastycznego świata. Oby więcej podobnych historii… Polecam!