Moja fascynacja literaturą hiszpańską zaczęła się na drugim roku studiów, kiedy uczestniczyłam w kursie literatury hiszpańskiej i iberoamerykańskiej prowadzonym przez panią doktor z filologii hiszpańskiej. To właśnie wtedy odkryłam, jak bardzo literatura tego kręgu różni się od naszej oraz że jest ciekawa, wciągająca i nietypowa. Wcześniej nie miałam pojęcia, jak dobre i niezwykłe (bo w przypadku literatury tego kręgu to najwłaściwsze słowo) powieści wychodziły spod piór hiszpańskich pisarzy. W trakcie trwania kursu zetknęłam się po raz pierwszy z pisarstwem Eduarda Mendozy. Przeczytałam i… pokochałam.
Niedawno na księgarskie półki trafiła najnowsza powieść autora - „Trzy żywoty świętych”. Są to właściwie trzy opowiadania. W przedmowie do książki Mendoza zastanawia się kim jest „święty”. W zasadzie każdy z nas potrafi wymienić choćby kilku. A jednak nie można odmówić pytaniu postawionemu przez pisarza pewnej zasadności. Według słownika języka polskiego „święty” to: „ w Kościele katolickim i wschodnim, osoba po śmierci oficjalnie uznana za zbawioną i godną kultu” ale także osoba „cnotliwa i bardzo dobra, godna czci i szacunku”. Niewątpliwie, gdy słyszymy słowo „święty”, w większości uruchamiamy pierwszą definicję. Niemal widzimy oczami wyobraźni klęczącą postać, z dłońmi złożonymi do modlitwy, o głowie przyozdobionej aureolą, względnie opromienioną światłem wychodzącym z jakiejś chmurki. Uproszczony wizerunek świętego, na potrzeby popkultury. A pax et bonum gdzieś daleko w tle. Jaki wizerunek świętych proponuje nam Eduardo Mendoza? I czy w ogóle postaci, które wykreował można nazwać świętymi? Przystępując do lektury, zadawałam sobie dużo pytań. Czy w XXI wieku jest jeszcze miejsce na hagiografię, do którego to, wywodzącego się ze średniowiecza, gatunku odsyła nas tytuł najnowszej książki hiszpańskiego pisarza?
Bohaterami opowiadania otwierającego zbiór jest katolicka rodzina, która podczas chrześcijańskich uroczystości odbywających się w Barcelonie, decyduje się ugościć jednego z jej uczestników, afrykańskiego biskupa. Traf jednak chce, że w tym samym czasie w kraju dostojnika ma miejsce przewrót polityczny i hierarcha nie może wrócić do swojej ojczyzny. Cóż czynić? Członkowie rodziny zaczynają podrzucać sobie biskupa niczym zgniłe jajo. Bo przecież dostojnik Kościoła katolickiego gdzieś mieszkać musi. Oto pobożni samarytanie XX wieku. Sam hierarcha również orbituje na obrzeżach doktryn, które przyszło mu głosić. Jak sam stwierdza, miał przed sobą tylko dwie drogi do kariery. Mógł zostać księdzem albo wojskowym, ale do wojska by go nie wzięli. Dlatego nie dziwi fakt, że pozbawiony możliwości powrotu do ojczyzny, zaczyna zachowywać się zupełnie nie po chrześcijańsku.
Bohaterem drugiego opowiadania jest młody mężczyzna, który po przebytej ciężkiej chorobie, wyrusza do Afryki. Być może szuka tam odpowiedzi na dręczące go pytania, a być może jedzie do Afryki tylko dlatego, że kiedy leżał w śpiączce puszczano w telewizji film o obrzędach pewnego afrykańskiego plemienia. Odpowiedzi nie znajduje. Na Czarnym Lądzie zaskakuje go za to wieść o śmierci matki. Wraca do Hiszpanii, by podczas uroczystej gali z udziałem króla, odebrać nagrodę, którą przyznano jego matce za wybitne osiągnięcia w okulistyce. Jej odkrycie niewątpliwie pomoże wielu ludziom. Czy to wystarczy, by nazwać dobrym człowiekiem kobietę, która nigdy nie kochała i nie interesowała się własnym synem? Gdy się zastanowić świeci rzadko (nigdy?) miewają bliskich, jakby miłość do Boga wykluczała założenie rodziny.
Bohaterka ostatniego opowiadania, zatytułowanego „Pomyłka”, Ines Fornillos bardziej pasuje do drugiej definicji słowa święty. Oto nauczycielka, która prowadzi kurs literatury dla skazanych odsiadujących wyroki w więzieniu. Nie robi togo bynajmniej z altruistycznych powodów. Nie, ona zwyczajnie nie ma pracy, więc zatrudnia się w więzieniu. Nie próbuje zbawiać świata. Do swojej pracy podchodzi jednak sumiennie. Gdy u jednego z „uczniów” odkrywa zainteresowanie literaturą, podsyca je, przynosząc chłopakowi kolejne należące do kanonu literatury światowej książki, dyskutuje z nim. Robi to, mimo iż skrycie nigdy nie przestaje pogardzać więźniem.
Wszystkie opowiadania napisane są typowym dla Eduarda Mendozy (cudownym!) stylem, osadzonym gdzieś na pograniczu realności, groteski i ironii, za który pokochały go miliony czytelników na całym świecie. Styl autora sprawia, że zatracamy się w opowiadanych historiach bez reszty. Dodatkowy atut opowiadania „Pomyłka” stanowi także niesamowity przekrój przez historię literatury, którego dokonują pani Fornillos i jej uczeń kryminalista.
Jakich świętych proponuje nam zatem Mendoza? Katolickiego biskupa, przyjmującą go w gościnę barcelońską arystokratkę, okulistkę, która nigdy nie interesowała się losami własnego syna, chłopaka, który jedzie do Afryki, sam nie wiedząc po co, nauczycielkę prowadzącą kurs literatury dla więźniów. Czy naprawdę ktokolwiek z nich zasłużył na to miano? Nie wiem, Być może każda epoka ma takich świętych, na jakich zasługuje. Hagiografie świętych naszych czasów mówią same za siebie. Jeśli nieprawdę napisał autor, można się roześmiać. Jeśli prawdę, czas chyba się poprawić.