W ostatnim czasie dość często czytam książki, których czołowymi postaciami są wilkołaki. Nie inaczej było z ostatnim dziełem, jakie miałam okazję dorwać w swoje ręce. "Wilczy Miot" autorstwa S.A. Swann to właśnie opowieść o wilkołaczycy - Lilii i jej życiu pod czujnym okiem Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie - w Polsce bardziej znanego jako Zakon krzyżacki.
Jako osoba, która bardzo lubi historię, niezmiernie ucieszyłam się z faktu, że będę miała okazję przeczytać książkę, która osadzona jest w realiach historycznych. Pełna entuzjazmu zabrałam się za dzieło Swann'a, mimo że okładka nie zachęcała mnie swoim wyglądem, lecz w końcu nie ocenia się czegoś po opakowaniu - doskonałym przykładem na to są Dary Anioła, których szkaradne(w większości) grafiki nieodzwierciedlają wspaniałej treści.
Akcja powieści ma miejsce w trzynastowiecznych Prusach, gdzie Krzyżacy w okrutny i bezwzględny sposób nawracają pogan. W tej trudnej walce wysłannikom Boga pomagają istoty o nadludzkich zdolnościach, które nie mają przed niczym zahamowań, bowiem są one ślepym narzędziem w rękach swoich panów. Wszystko jednak ma swój kres. Kiedy brat Erhard opuszcza Johannisburg, osiemnastoletnia Lilia postanawia wykorzystać swoją szansę i ucieka z więzienia, jakim dla niej jest krzyżacka twierdza. Ale czy Lilia zdoła powstrzymać swoją wilczą naturę i ucieknie od mrocznej przeszłości ? Czy wilkołaczyca nie skrzywdzi tych, na których jej najbardziej zależy ? Oczywiście odpowiedź na te pytania znajdujemy w książce, która porusza różne problemy, m.in. moralności i wiary. Niewątpliwie dzieło Swann'a nie jest sielanką, która nie ukazuje prawie nic istotnego.
Moje początki z tą książką były dość ciężkie, albowiem powieść początkowo była dla mnie nudna i chaotyczna; na całe szczęście później historia Lilii mnie wciągneła, co było możliwe, dzięki przyspieszeniu akcji przez autora i wprowadzeniu niezwykle ciekawych retrospekcji. Niestety moim zdaniem S.A. Swann nie wykorzystał całego potencjału drzemiącego w swoim dziele, gdyż nie opisał życia zakonników, nie przedstawił ich sylwetek w sposób szczegółowy, tylko sprowadził wszystko, tak naprawdę, do historii miłosnej, ale ku mojej uciesze uświadamiamy to sobie dopiero pod koniec utworu. Szczerze powiedziawszy po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron byłam niemalże pewna, że autor skupi się na walce z wilkołakami oraz innowiercami. Jak się później okazało byłam w błędzie, bo pisarz poszedł innym torem. Nie mogę mu jednak zarzucić, że jego opowieść jest ckliwa i słodka , bowiem świat stworzony przez pana Swann'a jest brutalny, okrutny; nikt tu praktycznie nie ma współczucia i litości, na prawie każdym kroku leje się krew, kończyny oddzielane są od reszty ciała. Kwestią, która zasługuje na większą uwagę jest to, że amerykański twórca literacki w swoim dziele ukazał niekoniecznie pozytywny obraz duchowieństwa i członków zakonu. Moim zdaniem Swann bardzo dobrze oddał realia tego średniowiecznego okresu, kiedy to siłą narzucano wiarę chrześcijańską plemionom pogańskim.
No dobra, teraz przyszła kolej na to, by napisać coś o narracji, języku, wydaniu książki. Po pierwsze narracja jest trzecioosobowa, dzięki czemu mamy wgląd w uczucia niemalże wszystkich bohaterów oraz poznajemy ich myśli. Taka narracja daje nam większe pole do działania. W tej powieści bardzo podobały mi się łacińskie sentencje wraz z tłumaczeniami, które pojawiały się co jakiś czas. Godna pochwały jest również czcionka, która jest bardzo przyjemna dla oka.
W zasadzie od tego powinnam zacząć, ale jakoś mi to umknęło. W ujęciu pana Swann'a wilkołaki to nie stworzenia, które pod wpływem mocy księżyca zmieniają się w krwiożercze potwory. Tym, co różni wizję amerykańskiego pisarza polskiego pochodzenia od stereotypowego obrazu wilkołaka jest to, że istoty te mogą bez większego problemu przeistaczać się w bestię, która kryje się w ich wnętrzu. Jedynym ograniczeniem wilkołaków Swann'a jest srebro, które uniemożliwia im transformację oraz jest dla nich śmiercionośną bronią, jeśli ktoś potrafi jej właściwie użyć.
Mimo, że książka ma kilka wad, to jest całkiem przyjemną lekturą, aczkolwiek nie powiem, żeby historia "Wilczego Miota" cały czas trzymał mnie w napięciu oraz że podczas czytania tego dzieła literackiego zachwycałam się wszystkim na każdym kroku. Polecam tę książkę osobą, które lubię fantastykę lub historię, chcą przeczytać powieść, gdzie kałuże krwi można ujrzeć niemal wszędzie.
Ocena: 6/10