Pamiętam, że gdy przeczytałam pierwszy tom Contendera, czułam się mile zaskoczona. Świat, w który wprowadził mnie Taran Matharu, pochłonął mnie, a zakończenie wywołało zaskoczenie i dreszcze – nie przesadzam! Kiedy więc zobaczyłam, że ma pojawić się kontynuacja - już zaczęłam zacierać ręce. Ogromnie ciekawiło mnie to, w jaki sposób autor poprowadzi swoich bohaterów w tej części i co więcej: czy i ten tom przypadnie mi do gustu. Jak myślicie, tak się stało? Odpowiedź w dalszej części recenzji.
Cade został skazany na pobyt w placówce wychowawczej. Jednak nie spodziewał się, że przyjdzie mu walczyć na śmierć i życie... Chłopak został wyznaczony na jednego z zawodników w niebezpiecznym turnieju, nad którym pieczę sprawuje Abaddon – nieludzki byt. Cade przetrwał kwalifikacje, podczas gdy jego towarzysze polegli. Żałoba jednak nie wchodzi w grę, gdyż czeka na niego jeszcze druga runda. Kiedy wychodzi na jaw, że kolejny przeciwnik zawodników jest jeszcze bardziej krwiożerczy, będą musieli połączyć swoje siły - nie tylko w walce, ale i w rozwiązaniu zagadki, czym jest ten dziwny świat, w którym utkwili.
Muszę przyznać, że już przy pierwszym rozdziale zostałam pozytywnie zaskoczona. Choć pierwszy tom czytałam ponad rok temu, to zaczynając tę książkę, nie czułam żadnego zagubienia czy też takiego odczucia, że absolutnie nic nie pamiętam. Autor powoli wprowadził mnie w tę historię i przypomniał swoich bohaterów, którzy jakby nie patrzeć, odgrywają tutaj niezwykle istotną rolę. W szczególności Cade, o którym muszę opowiedzieć coś więcej.
Jestem zaskoczona, jak duża zmiana zaszła w tym bohaterze. Wcześniej był on dość niepewny siebie i swoich umiejętności, nie bardzo wiedział, jak odnaleźć się w tej całej sytuacji i zdecydowanie chciał się tylko stamtąd uwolnić. W tej książce zauważyłam w nim zmianę - choć nadal miewał wątpliwości w stosunku do swojej osoby, to po prostu wziął się do pracy. Jego celem stało się przetrwanie, więc determinacja, jaka w niego wstąpiła, absolutnie mnie zafascynowała.
Na zdecydowany plus zasługuje styl pisania autora. Jest to już druga książka Tarana Matharu, jaką czytam i jednocześnie druga, jaką się zachwycam. Przez tę powieść się dosłownie płynie, ponieważ autor pisze tak lekko i przyjemnym językiem. Jeżeli nie jesteście fanami powieści fantastycznych napisanych dość ciężko, to już wiecie, za co wziąć się w następnej kolejności.
Niestety, nie mogę zapomnieć o pewnym minusie tej powieści. Gdy pojawiła się scena z piratami w roli głównej - myślałam, że oszaleję z radości. Sceny te wciągnęły mnie bez reszty, a te sto stron pochłonęłam z prędkością światła. Kiedy jednak trzeba było zejść na ziemię i bohaterowie musieli znów mierzyć się z walkami na arenie - przestało być tak kolorowo. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale przy kolejnych scenach czułam się po prostu znużona i coraz częściej miałam ochotę tę powieść po odłożyć. Było to też dziwne o tyle, że ja z jednej strony myślałam “o matulu, męczy mnie to”, ale z drugiej byłam jak “ja muszę wiedzieć, co będzie dalej!”. Bladego pojęcia nie mam, dlaczego tak wyglądał u mnie proces czytania tej powieści. Muszę też zwrócić uwagę na to, że w drugiej połowie książki autor zaczął wplatać mnóstwo nowych postaci, a spamiętanie ich imion graniczyło z cudem. Nie jestem fanką czegoś takiego, bo burzy to całkowicie mój rytm czytania.
Contender - Zawodnik. Wyzwanie to powieść, którą mogę zdecydowanie polecić miłośnikom Igrzysk śmierci czy nawet Więźnia labiryntu. Mamy tutaj silnego głównego bohatera, bardzo dobrze zarysowany świat i akcję, która naprawdę pędzi. Jeżeli należycie do tej grupy, to koniecznie poznajcie Cade’a i tę historię.