Jak często uśmiechacie się na myśl, że w waszym ulubionym sklepie trwa niesamowita wyprzedaż, podczas której możecie zakupić prawie wszystko, o czym marzycie od zawsze? Czy rozbijacie swoje skarbonki, kiedy najbliższa księgarnia organizuje promocje na tytuły książek, o jakich myślicie od dłuższego czasu? Macie wtedy ochotę obrabować bank, aby zdobyć to wszystko? A może tylko doprowadzacie swoje konta do minusowego stanu i dopiero wtedy zaczynacie obawiać się o resztę miesiąca, skoro do wypłaty tak daleko? Jeżeli zachowujecie umiar, to należycie do osób potrafiących dobrze gospodarować swoimi pieniędzmi. Ale co jeśli zadłużacie się, byle tylko coś... zdobyć?
Rebeka Blomwood wie, co w modzie piszczy. Ta trzydziestolatka jest zawsze ubrana zgodnie z aktualnymi trendami, dzięki czemu nie musi się obawiać krytycznych spojrzeń ze strony innych kobiet. Praktycznie każdy zarobiony pieniądz inwestuje w siebie, przy czym potrafi nawet doprowadzić do wrzenia swoje konto bankowe, na którym zazwyczaj widnieje debet. I tak zachowuje się osoba doradzająca innym, jak mają inwestować swoje pieniądze, by starczało od wypłaty do wypłaty?
Rebeka nawet nie przeczuwa, że jej mania zakupowa prowadzi ją w stan uzależnienia. Nieświadoma tej cywilizacyjnej choroby popada w coraz większe długi, tworząc niecodzienne historyjki, aby tylko uspokoić bank i dać sobie więcej czasu, aby zacząć kontrolować swoje wydatki.
Tylko czy jest ona na to gotowa? Czy panna Blomwood jest w stanie zrezygnować ze swojego wygodnego trybu życia, aby zacząć coś z tym robić? A może kolejne wyprzedaże w markowych butikach pokrzyżują jej plany?
Jedno jest pewne – to będzie zacięta walka między rozwagą a głupotą.
„Wyznania zakupoholiczki” to tak naprawdę nieplanowany zakup z mojej strony. Po prostu obie (książka i ja) znalazłyśmy się w wyznaczonym miejscu i czasie. Wyłożona na drewnianym stole, otoczona swoimi koleżankami kusiła niemiłosiernie, aż zlitowałam się nad nią i wyciągnęłam pięć złotych – tyle za nią chciano – i już należała do mnie. Tylko czy mój książkoholizm objawił się w dobrym momencie?
Początek książki jeszcze nie zapowiadał tego, że porzucę czytanie po siedemdziesiątej stronie, odkładając ją tak, by nie sięgać jej wzrokiem. Już pierwsze akapity podpowiadały mi świetną lekturę, przy której spędzę kilka godzin, bawiąc się przy tej historii. Jakże to było mylne dla mych oczu! Wystarczyła potęga głupoty głównej bohaterki, abym straciła chęć dokończenia „Wyznań zakupoholiczki”. Rozumiem, że to wszystko miało się kręcić wokół jej zakupoholizmu, jednak nikt nie jest w stanie znieść na dłuższą metę wieczne ględzenie o najnowszych promocjach, zapominając o otaczającym ją świecie.
Skoro już mowa o Rebece, to mam ochotę rozszarpać ją na strzępy. Kto by pomyślał, że trzydziestoletnia kobieta może zachowywać się jak rozkapryszone dziecko! Dodatkowo te jej wieczne podniecanie się na widok atrakcyjnych cen powodował u mnie mdłości. Tak – to typowe zachowanie zakupoholika, jednak autorka zbyt mocno przerysowała tę postać. Naprawdę już nie wiem, co mam pisać o pannie Blomwood, bo nawet teraz nie mam do niej siły. Może po prostu zostawię to już bez komentarza?
Poboczni bohaterowie jakoś nie przykuli mojej uwagi. Ich imiona były dla mnie zwykłymi wyrazami na bieli kartek. Nic poza tym. Dobra, przesadziłam z tym. Zapomniałam tutaj o rodzicach głównej bohaterki, którzy swoimi kłótniami wywołali u mnie nikły uśmiech, a to niewiele, by tylko ze względu na nich kontynuować książkę.
O wątku miłosnym raczej też nic nie opowiem, bo do takiego nie udało mi się dotrzeć.
Nie mogę się mocno przyczepić do kunsztu pisarskiego Sophie Kinselli, bo to byłby grzech niewybaczalny. Autorka sprawnie posługuje się słowami, tworzy ciekawy zarys historii, jednak pozostaje niesamowity niesmak po postaci, jaką jest Rebeka. Rozumiem, że próbowała ona pokazać, co się może dziać w umyśle osoby chorej na zakupoholizm, lecz to było dla mnie za dużo. Takie wniknięcie w skórę panny Blomwood uświadomiło mi, że jakimś cudem jestem zdrowa na umyśle (co jest bardzo, ale to bardzo dziwne) i tymczasowo nie grozi mi bankructwo z powodu książek. Chyba wypiję szklankę mleka za swój sukces!
Z serii „rozkminy bluszczyny”: Po raz kolejny w swym życiu stwierdzam, że ekranizacja wypadła lepiej od swojego pierwowzoru. To nic, że w filmie wiele rzeczy jest przekręconych, ale i tak stoję za nim murem!
Podsumowując:
„Wyznania zakupoholiczki” były dla mnie wyzwaniem, któremu nie podołałam. Poległam w trakcie lektury, a nawet nie dotarłam do połowy!
Tę książkę mogą przeczytać ci, co nie boją się odmóżdżenia po tak zwichrowanej na umyśle Rebece i będą w stanie ją zdzierżyć do samego końca.
Pozostawię tę opinię bez jakiejkolwiek oceny...