W mojej czytelniczej karierze już kilka razy zdarzyło się tak, że po zobaczeniu samej okładki i opisu danej książki wiedziałam, że to będzie coś dobrego. Kiedy więc otrzymałam propozycję przeczytania i patronowania powieści Agnieszki Zamojskiej – nie zastanawiałam się długo. Tym oto sposobem książka trafiła w moje dłonie, a ja mogę Wam opowiedzieć o niej co nieco.
Wyspa Kociej Mgły unosi się nad wodami Mlecznego Oceanu. Jest tak piękna, że zapiera dech w piersiach, a na jej lądzie znajdują się niezwykłe drzewa – nie mają liści, a zamiast nich sierść; nie rodzą owoców, tylko kłębuszki wełny. Każdy Kotofag marzy o tym, by dotrzeć do tego miejsca. Pusio, Pinio, Lucia, Alfa i Tajga – to właśnie ich opowieść, ich przygody. Czy ich relacja nie zostanie zagrożona? Co stało się z Alfą i kim tak naprawdę jest Tajga? Odpowiedzi na te pytania znajdują się na kartach powieści.
Powiem Wam szczerze, że zaczynając lekturę tej powieści, miałam jednak mieszane uczucia. Choć opis i aspekt wizualny bardzo przypadłymi do gustu, to jednak obawiałam się, czy przypadkiem wnętrze nie okaże się dla mnie nieciekawe/niezrozumiałe. No i cóż, mogłam się tego dowiedzieć tylko w jeden sposób, jakim było właśnie rozpoczęcie lektury. Tak też zrobiłam i przyznaję, pierwsze kilka stron sprawiły, że poczułam się zagubiona i zdecydowanie mało zainteresowana, jednak im dalej, tym lepiej było.
Jako głównych bohaterów tej historii mogę śmiało wskazać Pusia, Pinia i Lucię. To właśnie ta trójka Kotofagów stanowi właściwie podstawę dla całej powieści i to wokół nich dzieją się opisywane zdarzenia. Choć przygody tej trójki mogą wydawać się infantylne i takie nie do końca fascynujące dla dorosłego czytelnika, to wierzcie mi lub nie, ale ja podczas lektury i poznawania tych bohaterów czułam się prawie jak w domu. Coś było w tej historii takiego, że czułam się bezpieczna i jednocześnie zainteresowana tym, o czym właśnie czytam. Najbardziej z całej trójki polubiłam Pusia. Z jakiegoś powodu wydał się on dla mnie najsympatyczniejszym z całej trójki.
Oczywiście, autorka zadbała o to, by w książce nie zabrakło i innych postaci. Alfa i Tajga to kolejne bohaterki, które odgrywały tutaj istotną rolę. Ich obecność dodała całej historii odpowiedniego charakteru i myślę, że gdyby nie one - książka mogłaby stać się po jakimś czasie monotonna i nużąca. Jedyna rzecz, do której mogłabym przyczepić się w kontekście wszystkich bohaterów, jest taka, że zabrakło mi tutaj wyraźnego podkreślenia cech, jakie przejawiają bohaterowie. Między wierszami można je oczywiście wyczytać, jednak ja należę do osób, które raczej wolą, jeśli coś jest wskazane niemalże wprost.
Ilustracje – o nich też wypada napisać kilka słów. Joanna Gandziarska Sułecka zadbała o aspekt estetyczny powieści i zrobiła to w sposób rewelacyjny. Strony, na których pojawiły się jej prace, stały się bardziej obrazowe, przyjemne dla oka i zdecydowanie trafiające w mój gust. Jestem całkowicie zauroczona i mam nadzieję na to, że przyjdzie mi oglądać prace tej autorki jeszcze nie raz.
Wyspa Kociej Mgły to powieść dość specyficzna, aczkolwiek ma w sobie baśniowość, pewnego rodzaju senność i po prostu magię. Podczas lektury czułam się tak, jakbym czytała swoją comfort book, chociaż to było moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Zamojskiej. Autorka ta ma bardzo dobre pióro, bardzo barwne i zdecydowanie trafiła w mój gust. Podobno ciąg dalszy tej historii nastąpi, więc... Mam nadzieję, że uda mi się powrócić do tego świat raz jeszcze i spędzić trochę czasu z Pusiem, Piniem i resztą załogi.
Jeżeli lubicie książki dość zaskakujące, niebanalne i zdecydowanie poruszające inną tematykę niż znane już powieści dla młodych (ale i starszych) odbiorców, to zdecydowanie polecam Wam zapoznanie się z tym tytułem.