"Likwidacja klasy kułaków" dotknęła 2 miliony osób. W ciągu trzech lat życie straciła niemal połowa przesiedlonych. Nawet Stalin, gdy dowiedział się o losach ludzi pozostawionych na Nazinie, osobiście rozkazał wstrzymać akcję. Nicholas Werth odsłania klimat przemocy i zacofania, jaki panował na obszarach sowieckiego "Dzikiego Wschodu".
Te słowa możemy przeczytać na tylnej okładce wstrząsającej książki Nicholasa Werth'a. Jest niepojętym, wręcz niewyobrażalnym to co zostało w niej przedstawione. Długo zajęło mi przyswojenie tych wszystkich informacji, nadal jestem w szoku.
"Wyspę Kanibali" rozpoczyna relacja wydarzeń dziejących się na Nazinie, Taissy Michajłowny Czokariewy, starej chłopki, której wysłuchał Walerij Faust 21 lipca 1989r.
Z powyższej rozmowy wyłania się ciemny obraz nędzy i rozpaczy. Głodujący ludzie, posuwający się w końcu do aktów kanibalizmu. Czokariewa wspominała, że nad wyspą unosił się potężny smród jaki wydzielał rozkład ciał.
Jak czytamy dalej "wychodzi na światło dzienne przerażający - i szczególnie dramatyczny - epizod.". Był to "epizod" na dużą skalę. Wydarzenie, które pochłonęło dodając w liczbach tysiące, miliony ludzkich istnień, odsłaniając tym samym wyjątkowy, niezwyczajny klimat przemocy zacofania panujący na obszarach Związku Radzieckiego.
Według założeń Wielkiego Planu chciano zasiedlić surowe obszary Syberii Zachodniej i Kazachstanu. Większość, bo aż 75% osób miało podjąć pracę w lesie i rolnictwie, co powinno zniwelować koszty deportacji oraz ich utrzymania. Pozostali mieli zajmować się np. rybołówstwem. Zbudowano dużą ilość "wiosek pracy", w tym domy mieszczące aż 20 rodzin na powierzchni 60m2. Ogólnym celem było zagospodarowanie dziewiczych terenów, które oscylowały na ok. milion h3.]
Nie mieści mi to się w głowie.
W tamtym czasie działy się rzeczy straszne. Społeczeństwo było poddawane represji, wręcz terroryzmowi. Okradani z własnych zbiorów na poczet tak zwanej własności społecznej, poniewierani przez władzę nie mogli żyć godnie. Wielu uciekało "za chlebem", za lepszym życiem, ale także tych wyłapywano i nazywano często zdrajcą ludu.
Również koszmarną rzeczą, której doczytamy się w książce była "paszportyzacja". Człowiek spotkany bez dokumentów nie miał szansy się nawet wytłumaczyć i był od razu zabierany do obozu tudzież przesiedlony. Mnóstwo takich osób trafiło na Nazine.
Mogłabym wymieniać wiele aspektów zawartych w lekturze, ale na to nie starczyło by miejsca, lecz jest kilka słów opisujących tę pozycję. Te słowa to: Głód, Bunt, Bieda, Strach, Bandytyzm.
Statystyki, z którymi się zapoznacie są wręcz przerażające. Życie ludzkie nie było nic warte. Traktowano ludzi jak zwierzęta.
"Do tych, którzy odmawiają podporządkowania się temu układowi albo próbują uciec, strzela się jak na polowaniu: jakby byli dzikimi zwierzętami, niebezpiecznymi drapieżnikami żywiącymi się ludzkim mięsem"
Choć czytałam długo, to było warte tego czasu. Nie miałam pojęcia, że tak wiele rzeczy, tak wiele okropnych działo się tuż za rogiem. Nie jest to książka łatwa. Jest poruszonych wiele problemów, masa osób może tego dzieła nie zrozumieć, porzucić po krótkim czasie. Mimo wszystko polecam zapoznać się z historią ludzi nie tylko z Nazine, ale też innych, nie mających szansy na normalne życie za władzy Stalina.
Chciałam jeszcze dodać, że cała lektura bombarduje czytelnika mnóstwem informacji, co jest dla mnie doskonałym uchwyceniem głównego tematu.