"Wyśnione szczęście" to moje drugie podejście do twórczości Kristin Hannah. Po rozczarowaniu powieścią "Zdarzyło się nad jeziorem Mystic" postanowiłam spróbować jeszcze raz.
"Wyśnione szczęście" rozpoczyna się schematycznie. Główna bohaterka, od niedawna rozwódka, zdradzona przez najbliższych, trwa w porozwodowej depresji. Okres przedświąteczny również nie nastraja jej pozytywnie, choć próbuje udawać. Dość szybko pojawia się w powieści pierwszy moment zwrotny. W drodze do miasteczka o znaczącej nazwie Hope (Nadzieja), na wskutek pewnych okoliczności kobieta trafia do zapuszczonego pensjonatu. Spotyka tam miłego chłopca i jego ojca, mniej miłego, choć bardzo przystojnego mężczyznę. Gdy dotarłam do tego momentu, zaczęłam domyślać się, jak to się skończy. Pomyślałam też, że autorka pomiędzy tym, co przeczytałam, a szczęśliwym zakończeniem, którego byłam pewna, musi mnie porządnie zaskoczyć. Na razie wszystko było jak w świątecznym filmie - niemożliwie przewidywalne.
Co dostałam?
1. Motyw powtórzony ze "Zdarzyło się nad jeziorem Mystic" - dziecko rozmawia ze swoją zmarłą matką.
2. Nieporozumienie na linii dziecko - ojciec, który zjawia się po latach.
3. Łatwość nawiązania bliskich relacji dziecka z zupełnie obcą osobą, która porusza się po pensjonacie jak po własnym domu.
4. Uczucie nieśmiało rodzące się pomiędzy kobietą i mężczyzną.
5. Przepracowanie własnych problemów poprzez zaangażowanie się w sprawy (problemy) innych.
6. Konflikt z siostrą.
7. Mało emocji w opisie wydarzeń.
Pierwsza część powieści nie porywa. Trójka bohaterów krąży wokół siebie, usiłując odzyskać utracony spokój i szczęście. Pomagają sobie, czasem utrudniają. Wydają się być trochę nieporadni, jakby zawieszeni w próżni. W drugiej części nareszcie Kristin Hannah mnie zaskoczyła. Nastąpił ważny i nieoczekiwany zwrot akcji. Takiego się nie spodziewałam i to jest największy (dla mnie jedyny) plus powieści. Zakończenie natomiast jest wyjątkowo nierealne, ale wybaczalne w powieści okołoświątecznej. Z trudem, ale jestem skłonna zgodzić się na świąteczną magię zakończenia, jaką zafundowała nam autorka.
Dla mnie "Wyśnione szczęście" to świąteczno-magiczna wersja "Zdarzyło się nad jeziorem Mystic". Remake tej powieści. Może źle trafiłam z drugą powieści Kristin Hannah, ale następne moje spotkanie z autorką zdarzy się nieprędko. Po lekturze "Wyśnionego szczęścia" czuję się zmęczona.